środa, 15 czerwca 2011

Jak połknąć bakcyla?

Zainteresowanie genealogią, chyba pisałem już o tym na blogu, przyszło w moim przypadku niejako naturalnie. Czułem, że muszę spisać i uporządkować już posiadaną wiedzę, że dopiero takie uporządkowanie będzie stanowić punkt wyjścia do dalszych poszukiwań. Na pewno duży wpływ na to, jak zacząć, od czego, jak uporządkować posiadaną wiedzę, miała lektura książki Małgorzaty Nowaczyk "Poszukiwanie przodków. Genealogia dla każdego", a także internetowe forum Genpolu. Ale jak to w każdym zajęciu, hobby, pracy bywa - pojawiają się trudności. Dla mnie takim momentem był na pewno akt notarialny do którego dotarłem na początku swych poszukiwań genealogicznych. Dokument spisany był w języku rosyjskim, pochodził z 1904 roku, zawierał 4 niepełne strony informacji, formatu nieco większego od A4. Charakter pisma osoby tworzącej dokument był wyraźny, wręcz kaligraficzny, ale co z tego, ni w ząb nie rozumiałem, co jest w nim napisane. Mój rosyjski był słaby, wielu wyrazów w ogóle nie byłem pewien, zniechęciłem się. A z drugiej strony bardzo chciałem znać treść dokumentu! Byłem pewien, że odnajdę w nim wiele istotnych informacji, że dokument przemówi klimatem czasu, że choć trochę zasmakuję tego, co zdarzyło się trochę ponad 100 lat wcześniej.

Pierwszy kontakt z dokumentem miałem, gdy jeszcze nie znałem forum Genpolu, nie czytałem książki Małgorzaty Nowaczyk - byłem zdany sam na siebie. Traf chciał, że kolega znał tłumaczkę języka rosyjskiego, dla której język ten był niejako językiem ojczystym - repatriowana była wraz z rodzicami z terenów ZSRR dopiero w roku 1958. Przekazałem jej jedną z kopii dokumentu i umówiłem się na spotkanie. Stwierdziła, że dokument będzie trudny do przetłumaczenia, gdyż język rosyjski po rewolucji bolszewickiej 1917 roku przeszedł reformę, wielu liter, jak i słów już się dzisiaj nie używa. Po mniej więcej dwóch godzinach spotkania wiedziałem jednak mniej więcej, czego dokument dotyczy. Ale chciałem wiedzieć więcej!

Kolejną wersję tłumaczenia uzyskałem dzięki forum internetowemu. Ale nadal była ona dziurawa. Wielu wyrazów i zdań osoba tłumacząca nie była pewna.

Wiedząc już jednak tak dużo, postanowiłem wziąć sprawę dosłownie w swoje ręce. Miałem książkę Małgorzaty Nowaczyk, w której znajduje się słowniczek wyrazów występujących w starych dokumentach rosyjskich, kupiłem sobie dobry słownik współczesnego języka rosyjskiego i ... dwie noce z rzędu spędziłem na tłumaczeniu dokumentu. Często poszczególnych wyrazów nie byłem pewien, więc porównywałem na zasadzie prób i błędów możliwe wersje z książką i słownikiem. I przetłumaczyłem!

Przygoda ta nauczyła mnie, jak ważna jest cierpliwość w genealogii. Na niektóre odkrycia trzeba po prostu czekać i czekać. Często ważna jest pomysłowość podpowiadająca, gdzie, u kogo by tu jeszcze sprawdzić. I najważniejsze - nigdy później nie miałem problemu, aby z jakichś dokumentów obcojęzycznych "wyciągnąć" to co istotne.

A teraz przejdźmy do samego dokumentu:


Jest to główny wypis z aktów notarialnych notariusza przy Kancelarii Hipotecznej Sędziego Pokoju w mieście Końskie, spisany 27 stycznia 1904 roku przez Iwana Wąsowicza, syna Edwarda.

Główne osoby stające do aktu to:

Jan Sokalski inaczej Szokalski, mój prapraprapradziadek, syn Piotra,
Wiktoria Krupa z urodzenia Janiszewska, córka Ignacego, moja praprababcia,
Łukasz Krupa, mąż Wiktorii, towarzyszący jej,
Andrzej Janiszewski, syn Ignacego, brat Wiktorii,
Kazimierz Janiszewski, syn Ignacego, również brat Wiktorii.

Wszystkie wymienione wyżej osoby były chłopami rolnymi, zamieszkałymi we wsi Szarbsko. Jako dowody tożsamości przedstawili zaświadczenia wójta gminy Skotniki, do której należało Szarbsko.

Przedmiotem aktu była umowa sprzedaży zagrody chłopskiej należącej do Jana Sokalskiego. Sprzedawał on po jednej trzeciej swoim wnukom: Wiktorii, Andrzejowi i Kazimierzowi. Miarami powierzchni obszarów składających się na zagrodę były dziś już nie używane morgi i pręty. Zagroda została sprzedana za kwotę 60 rubli. Dodatkowo wnukowie zobowiązali się do opieki nad Janem Sokalskim oraz do pogrzebania jego ciała po śmierci.

Odchodząc na chwilę od treści aktu, chciałbym wspomnieć, że nie odnalazłem metryki zgonu Jana Sokalskiego, przeglądając księgi metrykalne parafii Skórkowice. Być może w pośpiechu umknęła mi. Nie wiem. Wiktoria zmarła w następstwie ciężkiego porodu w roku 1906, Kazimierz w roku 1919, dalsze losy Andrzeja nie są mi znane.

W akcie notarialnym znajduje się jeszcze jedna ciekawostka - nazwy działek w Szarbsku, które wchodziły w skład zagrody, tj:

"plac", "Głowczyny", "Niwa", "na Babach", "Borek", "ług", "ogród", "na Gucy", "Grojce", "ziemia pod łąkami", "Dziki las".

Zagroda musiała być mocno rozdrobniona. Moja ś.p. babcia podobno wiedziała, gdzie powyższe działki leżą. Ciekaw jestem, czy wśród współczesnych mieszkańców Szarbska takie nazwy funkcjonują.

3 komentarze:

  1. Tak, nadal te nazwy funkcjonuja. Problem jest w tym ,ze bardzo malo ludzi pozostalo w tej osadzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki ubiegłorocznej wyprawie w piotrkowskie i spotkaniu w Szarbsku z braćmi Wroniszewskimi, otrzymałem od jednego z nich wgląd w artykuł z lat 50-ych XX wieku Józefa Wroniszewskiego (w mej notce występującego pod imieniem Kazimierz), pt. "Nazwy terenowe z okolic Szarbska w pow. koneckim". Występuje w nim część wymienionych wyżej nazw.

    "Sam Dziki Las należy już do Szarbska. Nazwa w tej chwili bez pokrycia, las dawno już przestał być dziki. Jest to dość rozległy obszar słonecznego i spokojnego - wbrew nazwie - sosnowego boru przetykanego tu i ówdzie dębem, brzozą i osiką."

    "Grujce to szarbińskie uroczysko. W Grujcach powstają i dzieją się wszystkie okoliczne rzeczy i sprawy tajemnicze, złe i groźne. W Grujcach była kiedyś jakaś świątynia pogańska, był potem i klasztor zatopiony za jakieś przewiny. Nad Grujcami ujrzeć można i światła błąkające się wśród ciemności, i południce, co wracają skądś chyłkiem do swoich kryjówek, i nawet zakonnika, co swojego klasztoru daremnie poszukuje. Nad Grujcami usłyszeć można czasem dźwięk dzwonów z tego klasztoru albo dobywające się gdzieś spod ziemi rozpaczne głosy potępieńców. Straszne są Grujce, zwłaszcza jeśli komuś w późną i ciemną noc wypadnie koło nich droga.

    "Pole i drobne partie lasu na południowy zachód od drogi (chodzi o drogę Dąbrówka - Szarbsko - uwaga moja) noszą nazwę Borku. Nazwa nie jest chyba bardzo stara - jeszcze w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku w miejscu dzisiejszego lasu były wszędzie dookoła pola orne."

    "Obszar między dworem, między drogą a strugą zajmują Ogrody."

    "Od Zołogów na zachód, aż po łączącą Szarbsko z Sieczką i Niewierszynem drogę, znajduje się rozległy obszar gruntów ornych noszących nazwę Niwy."

    "Teren od gruntów Za Stodołami na północ, łęk między dwoma wzniesieniami to Głofcyn. Teren podmokły, użytkowany jako łąka oraz ogrody warzywne."

    "Od tych terenów na zachód, czyli na północ od Ogrodzisk, znajdują się Baby, pole orne i kawałek łąki do drugiego (za Ogrodziskami) rowu. Powodów, dla których pole zostało tak nazwane, nie sposób się dziś doszukać."

    OdpowiedzUsuń
  3. wszystko jest prawdą. nazwy te istnieją do dnia dzisiejszego.Piękna wieś,piękne okolice.

    OdpowiedzUsuń