Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Śniatowo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Śniatowo. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 30 listopada 2017

Dokumentacja z ZUSu

W numerze 5(28) czasopisma More Maiorum z 2015 roku znalazł się interesujący artykuł Michała Fronczaka zatytułowany "Jak uzyskać dokumentację z ZUS-u?" Autor już na samym początku wymienia dokumenty, na jakie można trafić korzystając z tego źródła: "W teczkach osobowych ZUS, poza dokumentami typowo ZUS-owskimi, można znaleźć takie dokumenty, jak: dokumentacja medyczna (wyniki badań, różne zaświadczenia), listy kierowane do ZUS, świadectwa pracy, kopie metryk stanu cywilnego, kopie dowodów tożsamości, czasami zeznania świadków dotyczące różnej działalności osoby (np. podczas wojny). Wyjątkowo można trafić na fotografie."
  
Nigdy wcześniej nie korzystałem z ZUSu podczas badań genealogicznych. Pomyślałem, może warto spróbować? Było to jeszcze zanim uzyskałem odpis metryki chrztu prababci Agaty z NIAB w Mińsku. ZUS był więc instytucją, w której miałem nadzieję na znalezienie metryki urodzenia prababci. Ale o wiele więcej nadziei wiązałem z odnalezieniem dokumentów pradziadka Stefana, którego losy powojenne jeszcze kilka lat temu były dla mnie zupełną zagadką. Nadal jednak mało wiem na jego temat, tajemnicą pozostaje między innymi kiedy i gdzie wziął ślub z drugą żoną Stanisławą Flugel.

Niestety dokumenty, jakie udało mi się uzyskać z ZUSu zadowoliły mnie tylko w małej części. W sprawie prababci napisałem najpierw do oddziału w Zielonej Górze. Prababcia pobierała należności emerytalno-rentowe jeszcze przed pierwszą przeprowadzką do Gorzowa, gdy mieszkała w Świebodzinie. Bardzo szybko ZUS zielonogórski skontaktował się ze mną telefonicznie. Pani poinformowała mnie, że dokumentów należy szukać w oddziale gorzowskim, tam też przesłano moje zapytanie. Z Gorzowa otrzymałem kserokopie dokumentów z 1960 roku - zaświadczenia lekarskie, zaświadczenia z pracy, itp. Wszystkie stanowiły załączniki do wniosku o rentę prababci. Dowiedziałem się między innymi od kiedy pracowała w Świebodzińskiej Fabryce Mebli. Pod jakim adresem mieszkała w roku 1960, jaką pracę wykonywała, jaki był jej stan zdrowia w chwili składania wniosku. Nie było jednak w teczce osobowej żadnych metryk, dokumentów stanu cywilnego czy fotografii.

W sprawie pradziadka Stefana napisałem do oddziału szczecińskiego. Mieszkał bowiem w Szczecinie od roku 1959 do 1984. Ostatnie dwa lata życia spędził zaś w domu pomocy społecznej w Śniatowie koło Kamienia Pomorskiego. Odpowiedź, jaka przyszła ze Szczecina wprawiła mnie jednak w zdumienie. W skrócie - mój wniosek pozostał bez realizacji, gdyż pradziadek nie pobiera świadczeń emerytalno-rentowych w tutejszym oddziale ZUS. Dopiero, gdy zadzwoniłem do szczecińskiego oddziału, częściowo wyjaśniłem sprawę. Pismo z odpowiedzią, jakie dostałem znaczyło ni mniej, ni więcej, że danych pradziadka nie znaleziono w systemie, a dokumenty archiwalne z lat 80-ych nie wiadomo, gdzie się znajdują.

Tak więc w przypadku moich poszukiwań genealogicznych ścieżka ZUSowska zakończyła się miernym powodzeniem, co nie znaczy, że inne osoby poszukujące dodatkowych informacji o swych przodkach nie będą miały więcej szczęścia.

czwartek, 30 października 2014

Szczecińskie miejsca pradziadka Stefana

Jadę ulicą Budziszyńską. To już tutaj. Zza przedwojennej, szarej, piętrowej kamienicy z poddaszem i spadzistym dachem, przykrytym czerwoną dachówką wyłania się ulica Inowrocławska. Po drugiej stronie wjazdu do niej, stoi podobna, przemalowana na kolor zielony, przedwojenna kamienica. Po prawej stronie Inowrocławskiej w odległości około 100 metrów widać nowy, wybudowany w ciągu ostatnich 20 lat budynek wielorodzinny. Dalej ulica zakręca w prawo, wzdłuż osiedla bloków czteropiętrowych z lat 80-ych. Prawa strona ulicy nosi numery nieparzyste. Po drugiej stronie zaraz za zieloną kamienicą należącą do ulicy Budziszyńskiej, stoi równie nowy budynek wielorodzinny. Potem za zakrętem jest już tylko rząd garaży. Gdy wychodzę za ich linię, znajduję się na płaskim szczycie wzgórza. W dole, nisko widać tory kolejowe.


Skrzyżowanie ulicy Budziszyńskiej z Inowrocławską. Za zieloną kamienicą widać nowy wielorodzinny budynek pod adresem Inowrocławska 6.

***
Stoję na wzgórzu pełen nurtujących mnie zagadek. W jaki sposób pradziadek, 42-letni mężczyzna trafia na roboty przymusowe z Polesia Wołyńskiego do małej miejscowości pod Jelenią Górą, która wtedy nosi nazwę Boberrörsdorf? Dlaczego po wojnie nie próbuje odnaleźć kontaktu z żoną i dziećmi? Ba! Nie szuka kontaktu również ze swoim licznym rodzeństwem. Czy poznaje wtedy inną kobietę i zakłada z nią rodzinę? Dlaczego tak się tuła po Dolnym Śląsku? Jelenia Góra, Wrocław, znów Jelenia Góra, Janowice Wielkie. Odnaleziony przeze mnie adres pradziadka we Wrocławiu z 1954 roku wskazuje na baraki robotnicze. Nie był więc krezusem finansowym, delikatnie mówiąc. Co sprawia w końcu, że 22 kwietnia 1959 roku, 58-letni mężczyzna, niemłody już przecież, zmienia po raz kolejny miejsce zamieszkania i trafia z Dolnego Śląska do Szczecina, gdzie zostaje zameldowany pod adresem Inowrocławska 2/16?


***




Szczecin, ul. Inowrocławska 6

Rozglądam się za numerem 2, ale pomiędzy zieloną kamienicą przy Budziszyńskiej, a wielorodzinnym domem przy Inowrocławskiej 6 żadnego budynku nie ma. Całe szczęście, z jednej z kamienic wychodzi starszy ode mnie mężczyzna. Mam więc kogo zapytać.

Cóż się okazuje? Po obu stronach Inowrocławskiej, w miejscu dzisiejszych domów wielorodzinnych i osiedla mieszkaniowego z lat 80-ych stały kiedyś stare drewniane baraki. Jeszcze w połowie lat 70-ych, kiedy większość mieszkańców zaczęła je opuszczać, wyprowadzając się w inne miejsca. Nazwisko Stępień? Stefan Stępień? Być może mieszkał tu z żoną Stanisławą? Nie, nie kojarzy takiego nazwiska. Ale woła ojca, który za chwilę wychodzi z kamienicy. Mieszkał w jednym z baraków od 1958 roku. Stefana Stępnia nie pamięta niestety, choć potrafi wymienić nazwiska innych rodzin mieszkających w barakach. Na końcu Inowrocławskiej stał jeszcze murowany dom... Nie do poznania, jak bardzo zmieniła się okolica od tamtych czasów.

***

A propos żony. Dowiedziałem się o niej z aktu zgonu pradziadka, który zmarł jako wdowiec. Stanisława Stepień, nazwisko rodowe Flugel - tak zapisano. I to jest kolejna zagadka trudna do rozwikłania. Pradziadek nie miał rozwodu z moją prababcią Agatą, swą przedwojenną żoną. Kiedy poznał Stanisławę? Czy jeszcze przed wojną? Czy też w jej trakcie? Stanisława - imię polskie, Flugel - nazwisko niemieckie. Może więc spotkał ją po raz pierwszy, gdy pracował przymusowo dla III Rzeszy na Dolnym Śląsku? Dowiadywałem się swego czasu w urzędach Janowic Wielkich, Jeleniej Góry, Wrocławia i Szczecina o akt ślubu Stefana ze Stanisławą lub o akt zgonu Stanisławy, ale nie przyniosło to żadnego rezultatu.

***
3 grudnia 1974 pradziadek Stefan uzyskuje meldunek w centrum Szczecina, w starej przedwojennej kamienicy przy ulicy Małkowskiego 19. Wyprowadza się z baraków przy Inowrocławskiej mniej więcej w czasie, gdy robi to większość ich mieszkańców. Jadę w kierunku Małkowskiego.


Kamienica przy ulicy Małkowskiego 19

Dojeżdżam do ulicy zabudowanej trzypiętrowymi kamienicami. Solidne drzwi klatki pod numerem 19 zamknięte, domofon. Wkrótce jednak drzwi się otwierają, a ja mam okazję porozmawiać z wychodzącą kobietą. Nie mieszkała w tym miejscu w czasie, gdy zamieszkiwał tu mój pradziadek pod numerem 15. Wpuszcza mnie do środka na podwórko - numer 15 znajduje się bowiem w budynku wewnętrznej oficyny.


Ulica Małkowskiego 19, oficyna wewnętrzna


Małkowskiego 19, podwórko

Znajduję się jakby w studni wytworzonej przez otaczające mnie budynki kamienic. Mam szczęście porozmawiać z mężczyzną, który mieszka tu od dość dawna. Pamięta mojego pradziadka. Mieszkał samotnie, był starszym mężczyzną, schorowanym, odwiedzanym przez pielęgniarkę ze szpitala milicyjnego. Później zabrano go do domu starców.

***

Dojeżdżam do rozwidlenia dróg. W lewo na Kamień Pomorski, ja jednak skręcam w prawo, by po pewnym czasie skręcić znów w prawo, w wąską asfaltową drogę prowadzącą do dawnego założenia dworskiego. Tak przynajmniej budynek i otoczenie wyglądają. Śniatowo. Dom Pomocy Społecznej. Stefan Stępień trafił tu 9 lutego 1984 roku. Przeżył w tym spokojnym, położonym na uboczu miejscu 2 ostatnie lata swego życia.


Zamieszczam tę reporterską notkę w sieci, licząc na osoby, które przypadkiem trafią na nią i będą miały wiedzę, czy to o barakach przy Inowrocławskiej w Szczecinie, czy też o kamienicy przy Małkowskiego 19. Prawdziwym łutem szczęścia byłoby, gdyby ktoś z czytających pamiętał pensjonariusza DPSu w Śniatowie o nazwisku Stefan Stępień, znał go osobiście z lat powojennych albo wiedział coś więcej o jego i Stanisławy z Flugelów losach.

sobota, 29 grudnia 2012

Ślepe uliczki poszukiwań genealogicznych

Po latach poszukiwań, ślepych uliczek nie ubywa, a wręcz coraz więcej da się ich zidentyfikować. Niektóre są zupełnie beznadziejne, na zdrowy rozum nie da się z nich wyjść, księgi metrykalne spłonęły bądź zupełnie nie wiadomo, gdzie dalej szukać tego jedynego aktu, inne czekają na swój łut szczęścia, gdyż nie wszystko jeszcze stracone i droga wyjścia jawi się gdzieś w kolejnych zamierzeniach poszukiwawczych.

Zbliża się koniec roku, a był on obfity w genealogiczne ślepe uliczki, czas więc na krótkie podsumowanie, również celem ich uporządkowania.

Linia ojca:

1. Prapradziadek Wawrzyniec Paczkowski (1851 Krzyżowniki - przed 1914). Problem ze znalezieniem aktu zgonu. Akt ślubu Józefa Paczkowskiego, jego syna, zawartego z Józefą Uzarek w Bottrop w 1914 roku, wzmiankuje zmarłego Wawrzyńca Paczkowskiego, mieszkającego przed zgonem w Krzyżownikach. Z kolei ostatnia wzmianka o Wawrzyńcu Paczkowskim sprzed zgonu pochodzi z aktu chrztu jego syna Jana z 1892 roku. Sprawdziłem księgi zmarłych parafii kierskiej w Centrum Historii Rodziny do roku 1908, a później prosiłem o sprawdzenie pozostałych roczników do 1914 roku w Archiwum Państwowym w Poznaniu i w Urzędzie Stanu Cywilnego w Rokietnicy. Bez rezultatu. Aktu brak. Być może odpowiedź przyniesie moja przyszła wizyta w parafii kierskiej, gdzie zamierzam przejrzeć dostępne księgi metrykalne osobiście.

2. Ślub prapradziadków Marcina Uzarka i Balbiny Kaczmarek.

Sprawa zagadkowa sygnalizowana w poprzednim poście.

3. Akt zgonu praprababci Balbiny Kaczmarek.

Według aktu ślubu jej córki Józefy Uzarek z Józefem Paczkowskim, Balbina mieszkała w Bottrop w 1914 roku. Być może zmarła w tym mieście. Tego nie wiem. Kwerenda w archiwum miejskim w Bottrop kosztuje jednak zbyt dużo, aby porwać się na nią bez żadnych wskazówek, co do dalszych losów praprababci.

Linia matki:

1. Dziadek Wojciech Tudor (1919 Cygany - 1965 Gorzów Wlkp.) w czasie II wojny światowej więziony był w Stalagu w Berlinie lub w okolicach Berlina. Pracował przy brukowaniu drogi. Dwukrotnie uciekał, za drugim razem skutecznie. Niestety nic nie wiadomo, jaki to był Stalag, w jakim okresie dziadek przebywał w nim, a kontakt z ITS w Bad Arolsen, organizacji archiwizującej informacje o robotnikach przymusowych III Rzeszy nie przyniósł rezultatu.

2. Pradziadek Andrzej Tudor (1883 Chmielów - 1960 Kluczewo) podobno (dysponuję jedną "relacją z drugiej ręki") zaraz po pierwszej wojnie światowej, w niespokojnych czasach ruchawek chłopskich w okolicach Tarnobrzegu działał w jednej z band. Mógł brać udział w jednym z niezidentyfikowanych przeze mnie napadów na leśniczówkę w okolicach Rzeszowa. Mógł współpracować z księdzem Okoniem, prowodyrem prokomunistycznych wystąpień. To wszystko tylko "relacja z drugiej ręki", jedna jedyna, jaką posiadam. Brakuje mi źródeł historycznych, relacji pisanych, aby móc ją zweryfikować.

Po wyjeździe do Wielkopolski Andrzej przystąpił najprawdopodobniej do Wolnych Badaczy Pisma Świętego. Kontakty, jakie wtedy nawiązał mogły pomóc mu w leczeniu córki w poznańskim szpitalu podczas II wojny światowej i okupacji niemieckiej. Próbowałem kontaktować się ze zborami warszawskim i poznańskim, ale żadnych informacji potwierdzających przynależność pradziadka do tej wspólnoty religijnej nie uzyskałem.

3. Pradziadek Stefan Stępień (1900 Bardo - 1986 Śniatowo). Brakuje mi aktu urodzenia Stefana. Księgi metrykalne parafii Bardo spłonęły po zbombardowaniu kościoła i plebanii podczas II wojny światowej. W tym wypadku ślepa uliczka wydaje się bez wyjścia.

Podobnie ślepą uliczką bez wyjścia okazuje się być drugi związek pradziadka ze Stanisławą Flugel. Sprawdziłem telefonicznie wszystkie miejsca pobytu pradziadka po wojnie: Jelenią Górę, Janowice Wielkie, Wrocław, Szczecin. Nigdzie w tych miejscach nie trafiłem na akt ślubu pradziadka ze Stanisławą, ani na ślad pobytu takiej osoby.

4. Prababcia Agata Stępień (1898 Pińsk - 1989 Gorzów Wlkp.). Aby dotrzeć do aktu urodzenia prababci należy rozpocząć poszukiwania w archiwum mińskim, które jako jedyne posiada księgi metrykalne pińskich parafii prawosławnych. Mógłbym wtedy dowiedzieć się również więcej o rodzicach prababci Filipie Szczerbaczewiczu i Paulinie z Rozalików, a także o dziadkach prababci Andrzeju Szczerbaczewiczu i Klemensie Rozaliku, a także dalszych przodkach. Cóż z tego? Archiwum w Mińsku wymaga horrendalnych sum za samo rozpoczęcie poszukiwań, których rozpoczęcie również nie jest ściśle określone czasowo, a całkowita wartość kosztów poszukiwań genealogicznych deklarowana przez archiwum przekracza możliwości zwykłego hobbysty genealoga.

5. Prapradziadek Kacper Stępień (1874 - 1923?). Prapradziadek zmarł na Wołyniu w okolicach Sarn, gdzie rodzina Stępniów przeniosła się po I wojnie światowej. Jeśli został pochowany w Sarnach, nagrobka nie odnajdę, cmentarz bowiem już nie istnieje. Nie wiem, co stało się z metrykaliami z tego okresu.

Takich zagadek i ślepych uliczek wraz z dalszymi poszukiwaniami będzie pewnie przybywać...

piątek, 3 lutego 2012

Ustaliłem losy mego pradziadka Stefana Stępnia!

Zagadka powojennych losów pradziadka Stefana Stępnia wydawała się jedną z najtrudniejszych do rozwikłania, gdy rozpoczynałem moją przygodę z genealogią prawie 10 lat temu. Moja babcia widziała ojca, jak sama mówiła, ostatni raz na Wołyniu w 1943 roku. Jeden z jej braci podobno po wojnie spotkał go na którejś z dolnośląskich stacji kolejowych i tam ojciec powiedział mu, że nie chce utrzymywać kontaktu z rodziną.

Szczegółowo opisałem hipotezy dotyczące dalszych losów Stefana Stępnia na tym blogu w czerwcu 2010 roku.

Wtedy już dysponowałem dodatkowymi relacjami potomków jego braci i sióstr, do których dotarłem dzięki pewnemu listowi. Nie wnosiły te relacje dużo nowego. Według nich pradziadek mógł zaginąć na Wołyniu lub też przeżyć wojnę, ale ze swoją rodziną z jakichś względów nie chciał utrzymywać kontaktu. Były to relacje z drugiej ręki. Nikt z rodzeństwa Stefana nie dożył czasów, gdy zainteresowałem się genealogią.

Pewien przełom nastąpił, gdy zdecydowałem się napisać do PCK, przez którą to organizację członkowie rodziny poszukiwali pradziadka po II wojnie światowej. Ustaliłem wtedy, że na pewno przeżył on wojnę i w 1954 roku mieszkał we Wrocławiu.

Dodatkowe poszukiwania pomogły mi ustalić, iż od 1942 roku pradziadek był na robotach przymusowych w Boberrörsdorf (dziś Siedlęcin koło Jeleniej Góry). Sprawdziłem również adres podany przez Polski Czerwony Krzyż (ul. Katowicka 103) we wrocławskich zbiorach meldunkowych (bez rezultatu), a następnie poprosiłem o kopię pisma, na podstawie którego Polski Czerwony Krzyż ustalił miejsce pobytu dziadka w 1954 roku. Okazało się, że z pisma tego nie wynika na pewno adres przy ulicy Katowickiej (był napisany bardzo nieczytelnie), a raczej jest to ulica Rolnicza 103 we Wrocławiu. Jednakże pod tym adresem w zbiorach meldunkowych Wrocławia również nie znalazłem żadnej informacji o Stefanie Stępniu.

Dużym przełomem okazała się chwila, gdy pokazałem koleżance Anecie kopię pisma z PCK. Według niej adres wskazywał na ulicę Lotniczą, a nie Rolniczą. Sprawdziłem i ten adres w zbiorach meldunkowych Wrocławia, bez rezultatu niestety. Wiedziałem jednakże, że pod adresem Lotnicza 103 we Wrocławiu w 1981 roku znajdował się stary barak, w którym Brat Jerzy Marszałkowicz założył pierwsze schronisko dla bezdomnych im. Brata Alberta. Mimo to, czułem, że znalazłem się w ślepej uliczce, jeśli chodzi o poszukiwania informacji o moim pradziadku.

***

Ale... zadzwoniłem do Towarzystwa Pomocy im. Brata Alberta we Wrocławiu, aby zapytać o to, jakie było przeznaczenie baraku przy ulicy Lotniczej 103, gdzie powstało pierwsze schronisko dla bezdomnych. Skierowano mnie do schroniska dla bezdomnych w Bielicach, do samego Brata Jerzego Marszałkowicza. Zadzwoniłem tam, poprosiłem o połączenie i spotkałem się z zupełnie niezwykłą reakcją. Brat Jerzy sprawdził w ewidencji Towarzystwa, czy nie ma w nim osoby o nazwisku Stefan Stępień (nie było), a następnie w sposób cierpliwy i wyczerpujący opowiedział mi historię baraku. Baraków przy Lotniczej było kilka. W latach powojennych Przedsiębiorstwo Robót Inżynieryjnych kwaterowało w nich robotników, pracujących przy odgruzowywaniu Wrocławia. Później były tam tereny wojskowe, a w czasie, gdy jeden z baraków przejmowało Towarzystwo Pomocy im. Brata Alberta, w części z nich znajdowały się magazyny, a w pozostałych mieszkali różni "dzicy" lokatorzy. Byłem bardzo zadowolony z tej rozmowy. Wyobraziłem sobie, że pradziadek mógł być robotnikiem, który został dokwaterowany do baraku przy ulicy Lotniczej 103 i nie miał tam stałego meldunku. Rozmowa ta ukierunkowała też moje dalsze poszukiwania.

Oderwijmy się na chwilę od nich. W Gazecie Polskiej w grudniu ukazał się artykuł księdza Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego, poświęcony bratu Jerzemu. Gdy go czytałem, przekonywałem się, że naprawdę rozmawiałem z osobą niezwykłą. Oto fragment artykułu, który mówi o interesującym mnie okresie:

"Jako furtian po raz pierwszy zetknął się z bezdomnymi, którzy przychodzili do niego po prośbie. Przez wiele lat z własnej woli opiekował się nimi, zbierając dla nich żywność, odzież i lekarstwa. Traktowano go jako dziwaka, ale on w tym działaniu odkrywał swoje nowe powołanie. Jego marzeniem było stworzenie zakładu opiekuńczego dla osób potrzebujących pomocy na wzór przytulisk i schronisk prowadzonych w czasie zaborów przez Adama Chmielowskiego, czyli Brata Alberta. W PRL bezdomnych oficjalnie nie było, bo w czasach propagandy i sukcesu te sprawy starannie utajniano. Wszelkie starania o utworzenie schroniska rozbijały się o mur bezdusznej biurokracji. Dopiero w dobie Solidarności w środowisku wrocławskim narodziła się idea utworzenia organizacji pozarządowej opiekującej się bezdomnymi. Utarczki z urzędami trwały kilka miesięcy. W końcu pod koniec listopada 1981 r. zarejestrowane zostało w sądzie Towarzystwo Pomocy im. Adama Chmielowskiego, pierwsze tego typu w Polsce. Otwarło to drogę do przejęcia prymitywnego baraku przy ul. Lotniczej we Wrocławiu i do zaadaptowania go na noclegownię. W trakcie prac przygotowawczych wybuchł stan wojenny. Nie zraziło to jednak Jerzego, który w noc wigilijną, gdy na ulicach stały patrole wojskowe i opancerzone samochody, opuścił za zgodą władz seminarium duchowne, aby zamieszkać w obym baraku z kilkoma bezdomnymi mężczyznami. Początkowo było to na próbę, ale taki stan rzeczy trwa już równo 30 lat. Duchowny przeprowadzał się w ciągu tych lat do kilku kolejnych schronisk, w tym do Bielic na Opolszczyźnie, ale zawsze mieszkał razem z bezdomnymi. Był dla nich jak brat. Oni jednak mówili do niego "tata" nie z powodu różnicy wieku, ale ze względu na jego autentyczną, ojcowską troskę. "

W poszukiwaniu akt osobowych Przedsiębiorstwa Robót Inżynieryjnych zwróciłem się do Towarzystwa Miłośników Wrocławia. Stamtąd zostałem odesłany do Archiwum Państwowego we Wrocławiu. Gdy napisałem do tej szacownej instytucji, dowiedziałem się, że akta osobowe przedsiębiorstwa nazywającego się podobnie do wskazanego przez Brata Jerzego: "Wojewódzkie Przedsiębiorstwo Renowacji Budynków", znajdują się w Dolnośląskim Urzędzie Wojewódzkim.

Zadzwoniłem oczywiście do Archiwum Zakładowego Dolnośląskiego Urzędu Wojewódzkiego i tam znów spotkałem się z bardzo miłą reakcją. Pani, która za mną rozmawiała powiedziała, że w zasobach archiwum znajdują się akta osobowe Przedsiębiorstwa Robót Inżynieryjnych oraz Miejskiego Przedsiębiorstwa Rozbiórkowo-Porządkowego. Obiecała przeszukać i oddzwonić. Gdy po paru dniach ponownie rozmawialiśmy, dowiedziałem się, że żadnych danych odnośnie mego pradziadka nie odnaleziono. Ale usłyszałem przy okazji, że Przedsiębiorstwo Robót Inżynieryjnych zostało podzielone na inne przedsiębiorstwa i część akt osobowych trafiło do Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Robót Inżynieryjnych we Wrocławiu, a część do firmy Hydrobudowa, skąd zostały przeniesione do Zakładu Usług Archiwalnych "Archiwista" mającego swą siedzibę aż w Teresinie.

Skontaktowałem się z pierwszą ze wskazanych instytucji, gdzie również przeszukano dla mnie akta (bez rezultatu). Z firmą mieszczącą się w Teresinie nie udało mi się niestety skontaktować. Telefony milczały, a na mojego e-maila nikt nie odpowiedział. Znów znalazłem się w kropce.

Postanowiłem jednak sprawdzić dla świętego spokoju jeszcze jeden trop. Sprawdziłem już dokładnie Wrocław, gdzie według PCK natrafiono w 1954 roku na ślad Stefana. W piśmie z PCK jednak, znajdowała się również wzmianka o tym, że w 1948 roku poszukiwał go szwagier Mikołaj Lemański, podając jako miejsce zamieszkania Jelenią Górę. Skontaktowałem się z Urzędem Miejskim w Jeleniej Górze, prosząc o sprawdzenie zasobów meldunkowych tego miasta. Jakież było moje zaskoczenie, gdy otrzymałem odpowiedź mówiącą, że Stefan Stępień mieszkał w Jeleniej Górze przy ulicy Powstańców Śląskich 29, gdzie trafił z ulicy Lotniczej 103 we Wrocławiu. Z Jeleniej Góry zaś trafił do Janowic Śląskich. Potwierdziła się więc ulica Lotnicza we Wrocławiu. Pomyślałem sobie wtedy, że jeśli (według relacji rodzinnych) prababcia napisała wtedy do pradziadka pod wskazany adres w piśmie z PCK (ul. Katowicka 103), to nijak nie mogła trafić na ślad swego męża. Jeleniogórska karta ewidencyjno-adresowa nie zawierała żadnych dat, stąd nie dowiedziałem się w jakich latach pradziadek zmieniał miejsca zamieszkania. Najbardziej elektryzujące jednak było następujące zdanie: "Nadmieniam, że źródłem informacji w kwestii bliższych danych może być teczka dowodowa ostatniego wydanego dowodu osobistego, ponieważ teczka dowodowa została wysłana do Szczecina to tam należy zwrócić się o pomoc ...".

Oczywiście natychmiast napisałem do Urzędu Miejskiego w Szczecinie. Dalej sprawy potoczyły się już szybko. Dowiedziałem się, że pradziadek mieszkał w Szczecinie od 1959 aż do 1984 roku. Wtedy też został wymeldowany do Domu Pomocy Społecznej w Śniatowie, gdzie zmarł w 1986 roku. Teczki dowodowej pradziadka nie miałem jednak możliwości otrzymać. Została zmakulaturyzowana w 1996 roku, 10 lat po jego śmierci.

Wystąpiłem o odpis zupełny aktu zgonu do Urzędu Stanu Cywilnego w Kamieniu Pomorskim i dowiedziałem się, że pradziadek zmarł jako wdowiec. Jego drugą żoną była Stanisława Flugel.

Sprawdziłem także oczywiście, czy jakiekolwiek dane, dokumenty bądź zdjęcia zachowały się w Domu Pomocy Społecznej w Śniatowie. Niestety nie było tam nic, poza zapisem, że pradziadek był wdowcem i osobą samotną i że został pochowany na cmentarzu w Kamieniu Pomorskim.

Ostatnim krokiem był telefon do PGK w Kamieniu Pomorskim, gdzie dowiedziałem się, że nagrobek pradziadka, jako nieopłacony od 2007 roku nie istnieje.

Dowiedziałem się więc bardzo dużo. Dolny Śląsk i druga rodzina w pewnym sensie okazały się prawdą. Ale pradziadek mieszkał bardzo długi czas w Szczecinie, gdzie po wojnie mieszkał wraz z żoną jego syn Edward. Ciekaw jestem, czy kiedykolwiek zetknęli się ze sobą na ulicy i mieli okazję na siebie popatrzeć. Pradziadek zmarł w 1986 roku, trzy lata później odeszła prababcia Agata, jego przedwojenna żona.
 
Pińsk, 1924 lub 1925 rok, na zdjęciu Agata Stępień ze Szczerbaczewiczów (1898-1989) i jej mąż Stefan Stępień (1900-1986). W środku ich najstarszy syn Kazimierz (1924-1997).