To jest jedyna wzmianka o Ignacym Tudorze w tabelach dotyczących wydzierżawiania łąk. Kolejne dotyczące mojego bezpośredniego przodka pojawiły się dopiero w latach 1871-1884 i dotyczyły 2xpradziadka Wojciecha Tudora (1844-1884), syna Ignacego. Pierwsza pojawiła się 2 lata po ślubie Wojciecha z moją 2xprababcią Agnieszką Biało, w roku urodzenia pierwszego syna Piotra, a ostatnia w roku śmierci.
sobota, 30 sierpnia 2025
Archiwum Dzikowskie Tarnowskich, a badania genealogiczne
To jest jedyna wzmianka o Ignacym Tudorze w tabelach dotyczących wydzierżawiania łąk. Kolejne dotyczące mojego bezpośredniego przodka pojawiły się dopiero w latach 1871-1884 i dotyczyły 2xpradziadka Wojciecha Tudora (1844-1884), syna Ignacego. Pierwsza pojawiła się 2 lata po ślubie Wojciecha z moją 2xprababcią Agnieszką Biało, w roku urodzenia pierwszego syna Piotra, a ostatnia w roku śmierci.
piątek, 29 kwietnia 2022
Antoni Baranowski z Janczewa, a słowiańska pożyczka wschodnia
Jeśli zaś chodzi o wojnę rosyjsko-turecką. Słyszałem od dalszej rodziny, że pogrzeb Ignacego Krupy (1849 Stara - przed 1920) w Skórkowicach, który był bratem mego prapradziadka Łukasza Krupy miał przebieg uroczysty. Podczas ceremonii pogrzebowej za trumną niesiono order georgijewski. Order ten - inaczej Krzyż Świętego Jerzego był carskim rosyjskim odznaczeniem wojskowym ustanowionym w roku 1807 dla żołnierzy szeregowych i podoficerów za męstwo i odwagę w trakcie bezpośredniej walki. Zniesiony został w roku 1917. Ze względu na rok urodzenia Ignacego wydaje się, że mógł służyć w armii rosyjskiej właśnie podczas wojny rosyjsko-tureckiej.
"Niewiadomo doprawdy, czemu to się dziwić więcej - czy ciemnocie ludzi, czy ich chciwości i głupocie. Jeśli kto uczciwy, co naprawdę dobrze ludziom życzy, namawia ich, żeby naprzykład sprowadzali sobie książki i gazety, z których się można o wielu rzeczach prawdy dowiedzieć, to słuchają go z niedowierzaniem i wymawiają się, że albo im brak potrzebnych na to kilku złotych, albo że nie mają czasu na czytanie, lub nawet plotą tak pogłupiemu, że aż niewarto powtarzać. A niech tylko przyjdzie do nich brodaty spekulant w chałacie, niech pokaże im jakieś niby to losy na loterię, albo inne papiery, a obieca, że będą mogli coś wygrać, to zaraz mu uwierzą i owe losy lub papiery za gotowy grosz kupować zaczną. Na to ochota się znajdzie i nawet kilkudziesięciu rubli nie żal. Dobrej rady uczciwego i rozsądnego człowieka nie usłuchają; a byle jaki szachraj, co na ich głupocie spekulacje chce robić, to dla nich brat, jemu uwierzą na ślepo i obedrzeć się dadzą.
sobota, 26 lutego 2022
Izaak Celnikier
Wracam jeszcze na chwilę do ostatniego pobytu w Gorzowie. Odwiedziłem bowiem przy tej okazji muzeum w spichlerzu na Zawarciu. Było zamknięte, ale mogłem wejść i przejrzeć wydawnictwa przeznaczone do rozdania. Wybrałem sobie parę pozycji, a teraz gdy zacząłem przeglądać je w domu, okazały się nad wyraz interesujące. Zanim będę kontynuował, parę słów o bohaterze niniejszej notki, Izaaku Celnikierze.
Urodził się 8 maja 1923 roku w Warszawie, jako syn Szmuela i Estery Celnikierów. W latach 1934-1938 przebywał pod opieką Janusza Korczaka w Domu Sierot przy ulicy Krochmalnej 92 w Warszawie. Wtedy też, w roku 1937 wykonał dekorację do sztuki Aleksandra Lewina "Czy jutro będzie wojna?" W listopadzie 1939 roku przyjechał wraz z matką i siostrą Sarą do Białegostoku, znajdującego się pod okupacją sowiecką. Uczył się malarstwa w "Domu Narodowego Tworczestwa" pod okiem starszych artystów. W lutym 1941 roku wziął udział w zbiorowej wystawie malarstwa w Mińsku. Po zajęciu Białegostoku przez Niemców w 1941 roku trafił do getta, gdzie pracował w stolarni, a także atelier kopistów niemieckiego przemysłowca Oskara Steffena. Dzięki relacji Celnikiera znamy nazwiska artystów żydowskich, którzy znajdowali się w getcie białostockim. Byli to Salomon Białogórski, Abram-Adolf Berman, Rozaniecki, Tyber, Efraim i Menasze Seidenbeutel, Chaim Uryson, Natalia Landau, Gina Frydman, Abram Frydman, Krzeczanowski, Centnerszwerowa, Rolniccy ojciec i syn. Po likwidacji białostockiego getta w sierpniu 1843 roku został aresztowany i przewieziony do obozu zagłady w Stutthof. Przeszedł przez obóz w Auschwitz i transport z Auschwitz do Sachsenhausen i następnie do Flossenburga. Podczas transportu z Flossenburga do Dachau wydostał się z pociągu, aby następnie zostać odnalezionym na stercie ciał przez amerykańskich żołnierzy. Chcąc wrócić do Białegostoku zgłosił się do Komendantury Radzieckiej. Na granicy w Czeskich Budziejowicach został wraz z innymi byłymi jeńcami radzieckimi oskarżony o zdradę. Trafił do sowieckiego obozu w Sumperku na Morawach. Udało mu się uciec przed ewakuacją obozu do sowieckich łagrów i za pomocą Caritasu wrócić do Białegostoku. Pracował przy ekshumacjach na gettowym cmentarzu przy Żabiej w Białymstoku. W Polsce przebywał do 1957 roku. Wtedy też podczas wyjazdu do Paryża na stypendium Ministerstwa Kultury i Sztuki postanowił zostać we Francji na stałe. Zmarł 11 listopada 2011 roku w Paryżu. Życiorys bardzo ciekawy, z którego przytoczyłem bardziej szczegółowo tylko tę część związaną z pobytem w Białymstoku i z powrotem do tego miasta.
W 2010 roku Muzeum Podlaskie w Białymstoku zorganizowało wystawę 24 grafik artysty zatytułowanych "La Mémoire Gravée" ze swych własnych zbiorów. Kolorem dominującym grafik Celnikiera jest czerń. Kłębiące się masy ludzkie w różnych dramatycznych momentach z życia w getcie, a później w obozach zagłady. Rozpacz, smutek i żal, tak można w skrócie określić uczucia wywoływane przez grafiki Celnikiera. Są ważnym dokumentem graficznym czasów planowej eksterminacji całego narodu, które mam nadzieję, nie powtórzą się więcej. Malarz zaczął je tworzyć po antysemickich wydarzeniach w Polsce w 1968 roku i pacyfikacji Pragi przez wojska sowieckie i polskie. Mam w domu katalog z tej wystawy, a grafiki, które wówczas oglądałem, wydawały mi się pamiątką po wydarzeniach, które były odległe i w czasie i w przestrzeni. Dziś, dwa dni po inwazji Rosji na całe terytorium Ukrainy patrzę na nie nieco inaczej.
Pora wrócić do mojej wizyty w gorzowskim spichlerzu. Jedną z książeczek, którą zabrałem do domu był katalog z 2005 roku zatytułowany "Pięćdziesiąt lat po wielkiej wystawie. Krąg Arsenału, 1955-2005". Wystawa w warszawskim Arsenale w roku 1955 została zorganizowana na fali odwilży, po kończącej się epoce stalinowskiej przez młodych twórców pragnących wydarzenia niezależnego od oficjalnych wystaw okręgowych i ogólnopolskich promujących socrealizm. Pomysł wyszedł od czwórki artystów: Elżbiety Grabskiej, Jana Dziędziory, Jacka Sienickiego i Marka Oberländera. Latem 1955 roku miał się odbyć w Warszawie Festiwal Młodzieży i Studentów. Festiwal spełnił pokładane w nim nadzieje otwarcia na świat, inne kultury i do pewnego stopnia liberalizację. W efekcie organizacja wystawy miała miejsce w nieco odświeżonej atmosferze pofestiwalowej. W jej promocję zaangażował się Izaak Celnikier. W "Przeglądzie Kulturalnym" ukazał się jego artykuł "Problemy wystawy festiwalowej". Na wystawie pokazano prace 244 artystów, wśród nich właśnie Izaaka Celnikiera.
Gorzowskie muzeum od 1978 roku rozpoczęło zbieranie dzieł artystów związanych z wystawą w Arsenale. W roku 2005 posiadało ponad 500 prac. W przywołanym przeze mnie katalogu można oglądać dwie z nich autorstwa Izaaka Celnikiera, zatytułowane "Getto" z 1949 roku i "Polowanie na człowieka" z 1970 roku. Kolorystyka prac jest żywa w porównaniu do monochromatycznych czarno-białych grafik pokazywanych na wystawie białostockiej, co nie zmienia faktu, że tematyka jest podobna i nie napawa nadzieją. Być może to tylko zbieg okoliczności, że katalog z pracami Celnikiera trafił w moje ręce w tygodniu agresji rosyjskiej na Ukrainę. Pozostaje mieć nadzieję, że obrazki na nich utrwalone pozostaną pamiątką po czasach, których już nie będzie.
czwartek, 23 czerwca 2011
Śladami Antoniego Herliczki na Podlasiu
Istotnej przebudowy kościoła dokonał Jan Klemens Branicki w połowie XVIII wieku. Dzięki jego zamierzeniu, kościół stał się, barokowym w wystroju mauzoleum rodowym. To tyle tytułem skromnego wstępu.
W 1979 roku przeprowadzono w kościele badania murów wewnętrznych. Odkryto cztery poważniejsze warstwy malarskie. Ostatnia pochodziła z okresu II wojny światowej. Pierwsza warstwa malarska została położona w okresie prac wykończeniowych kościoła po 1626 roku. Z tego okresu pochodzi widoczny dziś "zacheuszek" w pobliżu chóru.
Druga warstwa malarska datowana jest na przełom wieków XVII i XVIII, gdy włodarzem dóbr białostockich był Stefan Mikołaj Branicki.
Trzecia zaś, odsłonięta i widoczna dziś na sklepieniu kościoła, pochodziła z czasów wspomnianej już barokowej stylizacji wnętrza kościoła, przeprowadzonej w latach 1751-1752. Autorem malowideł był Antoni Herliczka.
Właściwie prawie wszystko co wiemy dziś o Antonim Herliczce, zawdzięczamy księdzu Janowi Niecieckiemu, od ponad ćwierćwiecza badającemu losy i spuściznę malarską związanego z Białymstokiem artysty. Pisząc niniejszy tekst korzystałem głównie z artykułów księdza, publikowanych w wydawnictwach specjalistycznych. Nie wiemy kim Herliczka był z pochodzenia. Mógł być zarówno Czechem na co wskazuje nazwisko, jak i Niemcem. Czy miał pochodzenie szlacheckie? Używał przecież pieczęci z herbem, w którym znajdowała się baronowska korona. Czyżby była to uzurpacja? Z zachowanej korespondencji z czasów Jana Klemensa Branickiego wynika, że Herliczka potrafił długo targować się o wysokość zapłaty za swe dzieła, był też sumienny, jeśli chodzi o terminy wykonania zleconych prac. Można więc wysnuć wniosek, że cenił się i miał poczucie własnej wartości. Z wyznania był katolikiem, czego dowodzi jego metryka ślubna z roku 1754. Należał również do arcybractwa Trójcy Świętej przy białostockim kościele.
- liczne prace malarskie w białostockim Pałacu Branickich, oraz obiektach architektonicznych ogrodów pałacu,
- supraporty do Pałacyku w Stołowaczu,
- liczne prace malarskie w Pałacu Branickich w Choroszczy oraz w pawilonach zdobiących założenie ogrodowe,
- dekoracja Bramy Pieczurskiej na białostockim Nowym Mieście,
- pomieszczenia dworku w Bażantarni,
- facjata parafialnego szpitala w Białymstoku (później budynek kina Ton, tak dobrze znany współczesnym białostoczanom),
- zdobienia facjaty i gabineciku tancerek w Białymstoku (w miejscu obecnej ulicy Kilińskiego, mniej więcej dwa domy za obecną Książnicą Podlaską),
- zdobienia drzwi ujeżdżalni w Białymstoku (tuż za obecnym budynkiem Książnicy Podlaskiej przy ulicy Kilińskiego),
- malowidła refektarza dominikańskiego klasztoru w Choroszczy,
- zdobienie fasady domu sióstr miłosierdzia w Białymstoku,
- freski na fasadzie wozowni w Białymstoku (w tym miejscu obecnie budynek Książnicy Podlaskiej),
- freski w izbach Dworu Pod Jeleniem w Białymstoku (nad Białką, w okolicach dzisiejszego skrzyżowania ulic Sienkiewicza i Piłsudskiego),
- freski w kamienicy narożnej przy ulicy Wasilkowskiej w Białymstoku (budynek dawnej restauracji Ludowej, później restauracji Astoria),
- freski na fasadzie poczty w Białymstoku (obecna ulica Suraska),
- freski na budynku "odwachu" w Białymstoku (w tym mniej więcej miejscu dziś budynek Archiwum Państwowego),
- freski na kapliczce z Pasją Pana Jezusa na Przedmieściu Warszawskim w Białymstoku.
Powyższych dzieł artysty już dziś nie zobaczymy.
Kolejnym miejscem, gdzie można natknąć się na dzieła Antoniego Herliczki są galerie białostockiego Pałacu Branickich. Antoni Herliczka odtwarzał tu freski swego mistrza Neunhertza, w roku 1754, zatytułowane "Pan i Syrinks" oraz "Sąd Parysa". Można je oglądać w galerii pałacu od strony ogrodu.
Ciekawość zaprowadziła mnie do Choroszczy. W latach 1757-1758 Antoni Herliczka pokrył freskami ściany prezbiterium i całe sklepienie kościoła w Choroszczy. Budynek kościoła niestety w 1938 roku opanował pożar, który zniszczył freski. Dzięki zachowanym fotografiom wnętrza kościoła sprzed pożaru odtworzono część fresków sklepienia.
Przyznam, że najbardziej zaciekawiła mnie sprawa ostatnich wzmiankowanych prac Herliczki, a mianowicie obrazów ołtarzowych malowanych w roku 1792 dla kościoła w Dolistowie. Odwiedzałem to miejsce kilkukrotnie, zwłaszcza, że położone jest w urokliwym miejscu nad Biebrzą, a w okolicy znajdują się ciekawe krzyże przydrożne i kapliczki.
ks. Jan Nieciecki, "Antoni Herliczka. Malarz białostocki z XVIII wieku", "Studia teologiczne. Białystok, Drohiczyn, Łomża", nr 2, 1984.
ks. Jan Nieciecki, "Koleje życia Antoniego Herliczki, malarza polskiego XVIII wieku", "Roczniki humanistyczne", tom LIV, Lublin, 2006.
Krzysztof Antoni Jabłoński, "Biały i czerwony. Kościoły białostockiej parafii farnej", Wydawnictwo BUK, Białystok, 2008.
Andrzej Lechowski, "Białystok. Przewodnik historyczny", Wydawnictwo Benkowski Publishing.
wtorek, 31 maja 2011
Informacja o losach Stefana Stępnia nadal poszukiwana!
W zeszłym roku, dzięki szczęśliwemu zrządzeniu losu, udało mi się porozmawiać z kilkoma potomkami rodzeństwa Stefana Stępnia, osobami nie znanymi mi osobiście wcześniej. Dzięki tym rozmowom zapisałem wtedy wiele nowych hipotez dotyczących jego losów po roku 1943, a tu na blogu zamieściłem apel do czytelników o przesyłanie wszelkich informacji o losach pradziadka, jeśli jakimś nieprawdopodobnym trafem natrafiliby na nie.
Jakiś czas później, mój serdeczny kolega Jurek, słysząc opowieść o pradziadku, zwrócił mi uwagę, że przecież poszukiwano go przez Polski Czerwony Krzyż. Poradził mi, abym i ja skorzystał z tej ścieżki i spróbował dotrzeć do danych, jakimi PCK dysponuje. Wszedłem więc na stronę internetową PCK, wydrukowałem formularz, wypełniłem go i wysłałem.
I muszę powiedzieć, że był to szczęśliwy krok, wyjaśniający wiele hipotez. Po pierwsze: okazało się, że Stefan Stępień wyjechał z Wołynia w roku 1942, a nie 1943. Pierwszy ślad pochodzi z 1945 roku. Pradziadek 26 września zarejestrował się w Polskim Czerwonym Krzyżu w Warszawie, a następnie udał się do Szpitala Dzieciątka Jezus przy ulicy Oczki. Tam podczas rejestracji oświadczył, że 20 kwietnia 1942 roku został wywieziony do Niemiec i że powraca z Boberröhrsdorf.
Równolegle szukałem informacji o pradziadku w zasobach ITS, ale bez rezultatu.
Co więcej, okazało się, że pradziadek był trzykrotnie poszukiwany po wojnie za pośrednictwem PCK i dwukrotnie na ślad pradziadka natrafiono. Po raz pierwszy poszukiwał go szwagier Mikołaj Lemański w 1948. Za pośrednictwem PCK otrzymał informację, że Stefan Stępień był wywieziony na roboty do Niemiec i powrócił do Polski 3 grudnia 1945 roku (Sprzeczna informacja z pierwszą, mówiącą o rejestracji w szpitalu, nieprawdaż?). Zamieszkiwał w Jeleniej Górze, skąd wyjechał w niewiadomym kierunku.
Po raz drugi poszukiwany był przez żonę, moją prababcię w roku 1954. W grudniu 1954 roku została poinformowana pismem z PCK, że Stefan Stępień mieszka we Wrocławiu przy ulicy Katowickiej 103.
Według relacji rodzinnych rzeczywiście jest mowa, że poszukiwania pradziadka po wojnie przyniosły efekt, ale gdy został wysłany list pod wskazany adres, wrócił z adnotacją, że adresat nie mieszka pod wskazanym adresem. Nie wiem jednak, czy chodzi o miejsce pobytu pradziadka w Jeleniej Górze, czy we Wrocławiu.
Pradziadka poszukiwał również syn Tadeusz Stępień, który podczas wojny zaginął w ZSRR i używał później nazwiska Anatol Stachow. W tym wypadku nie podano rezultatu poszukiwań.
Ostatni więc hipotetyczny ślad pradziadka, do którego dotarłem to rok 1954, ul. Katowicka 103, Wrocław. Napisałem do Wydziału Spraw Obywatelskich Urzędu Miejskiego Wrocławia o sprawdzenie, czy pod wskazanym adresem mieszkał w roku 1954 lub w innym czasie mój pradziadek. Niestety, żadnych danych nie odnaleziono.
Tak więc, choć dużo się dowiedziałem przez rok poszukiwań, nadal tkwię w ślepej uliczce. I tu mam prośbę do czytelników mojego bloga. Może ktoś z Was wie, co to za adres: ul. Katowicka 103 we Wrocławiu i co mieściło się w tym miejscu w roku 1954? Będę wdzięczny za wszelkie informacje i zdjęcia. Być może macie doświadczenia w swoich poszukiwaniach ze Szpitalem Dzieciątka Jezus w Warszawie, być może dysponujecie relacjami z pobytu własnych przodków na robotach w Boberröhrsdorf. Wszelkie podpowiedzi, wskazówki, pomysły są w tym momencie cenne. Dla porządku podam, że pradziadek urodził się 6 grudnia 1900 roku w Bardzie w Górach Świętokrzyskich, był synem Kacpra i Józefy. Ale równie dobrze, tak sobie myślę, mógł po wojnie zmienić nazwisko.