Obchodzone niedawno Święta Zmartwychwstania Pańskiego to dobra okazja do poruszenia po raz kolejny tematu krzyża przydrożnego, od wieków towarzyszącego kulturze europejskiej. Kilka lat temu przebywałem krótko w Badenii Wirtembergii, w południowo-wschodnim krańcu Niemiec. Pobyt w historycznym mieście Freiburgu, pięknie położonym w dolinie, wśród pofałdowanych i zalesionych wzgórz, z wieloma starymi budynkami, wysokim kościołem rozświetlonym czerwcowym słońcem, przyćmiewającym wszystkie budynki dokoła, niektóre z charakterystycznego muru pruskiego, nastrajał optymistycznie.
środa, 27 kwietnia 2011
Przydrożny krzyż niemiecki
sobota, 16 kwietnia 2011
Muzeum w Białostoczku i krzyże, czyli sezon rowerowy uważam za rozpoczęty
Gdy kiedyś przeczytałem w "Gońcu Kresowym" wzmiankę o Muzeum Regionalnym w Białostoczku prowadzonym przez państwo Ewę i Kazimierza Cywińskich postanowiłem, że prędzej, czy później muszę je odwiedzić. Białostoczek leży tak niedaleko od Białegostoku, że wstyd nie poznać tego miejsca. Najłatwiej dostać się tutaj drogą krajową Białystok - Lublin i tuż za Kurianami skręcić w prawo do wioski, dawnego majątku Karpowiczów. Ja jednak postanowiłem wybrać się tutaj na rowerze, a że nie lubię "dróg śmierci" wśród tirów i innych pędzących pojazdów, wybrałem ścieżkę rowerową prowadzącą do Stanisławowa, aby następnie boczną drogą przez wieś Halickie dostać się do dawnego majątku.
Uważni i wierni czytelnicy mojego bloga wiedzą już, że krzyże wotywne, kapliczki, krzyże przydrożne, czyli tzw. boże męki to mój konik. Zwracają uwagę, jako unikalne świadectwo kultury wciąż żywej w wielu regionach naszego kraju. Pierwszym jednak obiektem na trasie, który przyciąga wzrok, jest krzyż poświęcony poległym w wojnie polsko-bolszewickiej w lesie dojlidzkim w 1920 roku.

Co zobaczycie w muzeum? Kolekcję instrumentów muzycznych oraz bardzo bogatą kolekcję druków muzycznych, zbiory dawnej elektroniki użytkowej, ale przede wszystkim to, co kojarzy się z wystrojem i wyposażeniem dworu kresowego, meble, pamiątki oraz przedmioty codziennego użytku, zobaczycie pokoje: gościnny, babci, gabinet właściciela majątku, pokój w stylu secesyjnym.
Zapytajcie, gdy tam traficie o historię związaną z ostatnim przedwojennym prezydentem Białegostoku - Sewerynem Nowakowskim, zwróćcie uwagę na malarstwo, między innymi Ludomira Slendzińskiego, na portrety państwa Orzechowiczów, przyjrzyjcie się obuwiu noszonemu przez babcie w dawnych czasach i odetchnijcie atmosferą starego domu. Nie omieszkałem sfotografować regionaliów, jak choćby zeszytu drukowanego w Białymstoku za czasów carskich.
W muzeum dowiedziałem się innej historii związanej z Józefem Karpowiczem, świadczącej o ofiarności ówcześnie żyjących ludzi. Z własnych prywatnych funduszy sfinansował w większej części budowę kościoła św. Rocha, jak również ołtarz św. Antoniego, autorstwa swego przyjaciela Kazimierza Stabrowskiego w kościele pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny (obecnie w renowacji). Józef Karpowicz pochowany jest na cmentarzu farnym w Białymstoku. Ustaliłem, że wśród wykonanych przeze mnie przed rokiem zdjęć nagrobków na cmentarzu pw. św. Rocha w Zabłudowie znajduje się nagrobek ojca Józefa Karpowicza - Wacława (1824 - 1880).
W muzeum usłyszycie opowieść o ostatnim przed wojną właścicielu majątku Białostoczek, o nazwisku Malinowski, zamordowanym przez Sowietów, o dewastacji majątku po 1939 roku (za czasów POMu była tu stołówka). Z czasów świetności dworku zobaczycie zaś piecyk kaflowy i nic więcej.
wtorek, 5 kwietnia 2011
Chorwackie ślady Jana Pawła II
Wyleciałem przed weekendem. Ze względów oszczędnościowych. Bilety lotnicze były w takiej opcji o połowę tańsze. Do hotelu dotarłem popołudniem. Zachwycił mnie widok, jaki rozpostarł się z okna mego pokoju.
Coroczne spotkanie partnerów handlowych dużego europejskiego koncernu rozpoczynało się dopiero w poniedziałek. Byłem sam i miałem dwa i pół dnia na rozglądanie się po okolicy. Dzięki przewodnikowi zakupionemu jeszcze w Białymstoku dowiedziałem się, że Cavtat to bardzo stare miasteczko. Od VII wieku p.n.e. znajdowało się pod rządami Greków, później w III wieku p.n.e. przeszło w ręce Rzymian. Nosiło wtedy nazwę Epidaurus. Gdy w VII wieku miasto najechali barbarzyńcy, jego mieszkańcy schronili się na wyspie położonej na północ, dając początek Dubrownikowi.
Niedzielna msza w kościele św. Błażeja miała bardzo skromną oprawę. Nie zabrzmiały ni razu organy, nikt nie zaintonował pieśni. Nie było ministrantów. Taca, na którą wrzucaliśmy monety, była wykonana z tektury. Poszedł po nią do zakrystii jeden z mężczyzn siedzących w ławce. Miałem wrażenie, że więcej niż połowa wiernych nie wyczuwa momentów, w których należy klęknąć, czy też powstać. Świadomość religijna Chorwatów musiała zostać znacznie bardziej przeorana w okresie komunizmu, niż miało to miejsce w Polsce. Komunia była udzielana do rąk, tylko nieliczne osoby przyjmowały ją w tradycyjny sposób, do ust.
W katedrze św. Mikołaja moją uwagę zwróciło zdjęcie papieża, Jana Pawła II, wielkiego autorytetu w Chorwacji, gdyż jako pierwszy na świecie przyznał Chorwatom prawo do niezależności, po rozpadzie Jugosławii.
Parę dni później, podczas zwiedzania Dubrownika rozbrzmiały nagle dzwony. Kakofonia dźwięków z kilkunastu kościołów skupionych na małej powierzchni starego miasta. O dalszym zwiedzaniu nie było mowy. Ksiądz, który miał nas wpuścić do obiektu odmówił, wyjaśniając, że na papieża wybrano właśnie Józefa Ratzingera. W okolicznych sklepikach włączano telewizory, często przenośne modele. W jednym z takich miejsc usłyszałem od sprzedającej Chorwatki, że wybrano Niemca, ale polski papież był najlepszy. Nieopodal, w oknie wystawowym księgarni, zrobiłem zdjęcie.
Coś się skończyło. Coś się zaczęło.
Etykiety:
Cavtat,
Chorwacja,
Dubrownik,
Jan Paweł II,
podróż
Subskrybuj:
Posty (Atom)