wtorek, 31 grudnia 2024

Melania, córka Karpa, po mężu Rozaluk

Artykuły dotyczące genealogii mojej praprababci Pauliny Szczerbaczewicz z Rozalików (1874-1942) zamieszczałem na blogu dotąd sporadycznie. Pojawiła się w artykule dotyczącym rodziny Aszpizów z Pińska, gdy pisałem o starym cmentarzu w Pińsku, opisując okoliczności śmierci jej męża Filipa w roku 1911. Zastanawiałem się nad jej pochodzeniem, poruszony lekturą książki Józefa Obrębskiego, no i wreszcie ostatnio w roku 2023, po przeprowadzeniu kwerendy w archiwum w Mińsku, gdy sporo nowych faktów odnośnie genealogii Pauliny udało się ustalić. Posiadam tylko jedno zdjęcie praprababci, niezbyt wyraźne i nie wiadomo kiedy i gdzie wykonane.


Paulina Rozalik urodziła się 18 czerwca 1876 w Leszczach i w tamtejszej parafii prawosławnej została ochrzczona. 29 września 1891 roku w cerkwi w Leszczach poślubiła mego prapradziadka, pochodzącego z Pińska wdowca, Filipa Szczerbaczewicza. Przeżyła śmierć męża w 1911 roku, bieżeństwo, podczas którego zaginął syn Ławrentij. Po powrocie mieszkała w jedynym chrześcijańskim domu przy ulicy Krzywej 3, po sąsiedzku z Aszpizami, których potomek w rozmowie telefonicznej ze mną przyznał, że pamięta Paulinę z dzieciństwa oraz to, że odprowadzała ich na stację kolejową, gdy byli wywożeni na Syberię.

Zmarła 12 października 1942 roku w Pińsku. Według przekazów rodzinych nie mogła znieść podłego losu swych żydowskich sąsiadów zamkniętych w getcie. We wszystkich znanych mi dokumentach jej panieńskie nazwisko było zapisywane jako Rozalik. W akcie urodzenia odnalezionym w zeszłym roku, jej rodzice zostali zapisani jako Klimientij Onufriew Rozylkow i Małania Karpowa. Ale część rodzeństwa Pauliny zapisywano pod nazwiskiem Rozaluk. I ten fakt pozwolił mi w serwisie Polona odnaleźć ciekawy dokument dotyczący matki Rozalii, czyli Melanii, córki Karpa.


Odnaleziony zapis pochodzi z Obwieszczeń Publicznych, dodatku do Dziennika Urzędowego Ministerstwa Sprawiedliwości, nr 73 z 20 września 1922 roku.

Zapisano w nim:

"Zatwierdzony d. 30 maja akt, na mocy którego Melanja Rozaluk, córka Karpa, sprzedała Chackielowi Kojfmanowi, synowi Menaszy, za 3000 rubli działkę gruntu z drzewami, położoną w mieście Pińsku, poprzednio przy ulicy Zagorodnej, a obecnie przy ulicy Staroleszczyńskiej, pod numerem 4, zawierającą 200 sążni kwadratowych."

Waluta, jak i miara powierzchni działki wskazują, że sam akt pomiędzy Melanią Rozaluk, a Chackielewm Kojfmanem został sporządzony przed 1915 rokiem. Ulica Staroleszczyńska znajdowała się nieopodal ulicy Krzywej, gdzie mieszkała Rozalia Szczerbaczewicz, córka Melanii w latach 1919-1939.

Na tę chwilę nie potrafię nic więcej powiedzieć o mojej prapraprabce Melanii Rozaluk.

Jeśli chodzi o Chackiela Kojfmana, urodził się w roku 1885, był więc dużo młodszy od Melanii. Podczas II wojny światowej i okupacji niemieckiej mieszkał przy ulicy Karola Marksa w Pińsku, numer domu 11. Prawdopodobnie zginął podczas holocaustu pińskich Żydów.

poniedziałek, 30 grudnia 2024

"Trup w szafie"

Na przysłowiowe "trupy w szafie" czyli "niewygodne" fakty z życia przodków, czy też bliskiej rodziny natyka się chyba każdy, kto bada swoją genealogię. Ja takich "trupów w szafie" jeśli chodzi o swoją rodzinę znam wiele i bez badań genealogicznych, ale w tym przypadku chodzi o odnaleziony ciekawy dokument w aktach Komendy Wojewódzkiej Policji Państwowej w Brześciu przechowywanych w Archiwum Akt Nowych. Pisałem już kiedyś o tym zbiorze dokumentów przy okazji odnalezienia informacji o ucieczce wujka Kazika Stępnia z domu. Tym razem rzecz dotyczy Jana Stępnia, rodzonego brata pradziadka Stefana.

Jan Stępień urodził się około 1913 roku we wsi Wojnowice w gminie Gidle koło Radomska. Rodzina Stępniów około 1918 roku wyjechała w okolice Sarn na Wołyniu. Sprawa tego wyjazdu jest wciąż dla mnie niejasna. Ze szczątkowych informacji uzyskanych od dalszej rodziny, wynika, że Kacper Stępień (ojciec) został namówiony do sprzedaży ziemi w Wojnowicach i następnie do wyjazdu przez jakiegoś znajomego, a na miejscu zaznał wraz z rodziną ogromnej biedy, co spowodowało jego przedwczesną śmierć. Rodzina Stępniów mieszkała na Wołyniu podobno we wsi Ubereż koło Sarn aż do pogromów ukraińskich w roku 1943. 

Jan Stępień po wojnie znalazł się bowiem w Nidzicy na Warmii, gdzie pojechał za Genowefą, którą poznał jeszcze w Sarnach. Tam też zmarł i został pochowany w roku 1988. Genowefa była żoną Mariana Sternickiego, który podczas wojny był ochroniarzem magazynów zbożowych i który został zamordowany przez Ukraińców. Jan z kolei podobno był wyborowym strzelcem w 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej. Gdy Dywizja ta został otoczona i rozbrojona przez wojska sowieckie, schronił się u brata w Lublinie. Zadenuncjowany został zesłany na Syberię, gdzie przebywał w latach 1946-1947. Po powrocie dowiedział się, że Genowefa wraz z córką trafiły do Nidzicy i sam pojechał w tamte strony, a gdy odnalazł Genowefę, ożenił się z nią.

W aktach Komendy Wojewódzkiej Policji Państwowej w Brześciu odnalazłem następujący dokument:


"W dniu 28.VI.36 r. o godz. 14, z kancelarii kierownika szkoły we wsi Wielkie-Ciołkowicze, gm. Kucheckiej Woli, przez okno, dokonano kradzieży garderoby męskiej i damskiej wart. 80 zł. Garderoba ta była przysłana przez Tow. Rozw. Ziem Wschodnich, Koło Polesia w Warszawie. Kradzieży tej dokonali: Bronisław Więckowski ze Stachowca, pow. Kielce i Jan Stępień z Wojnowic, powiat radomski, od których skradzioną garderobę odebrano. Sprawców przekazano władzom sądowym."

Zwykła kradzież garderoby. Czy z biedy? Prawdopodobnie tak. Czy Jan Stępień, brat mego pradziadka mógł w tym wziąć udział? Myślę że mógł. Czy jestem pewien, że dokument dotyczy Jana Stępnia, brata pradziadka? Tego niestety nie jestem pewien. Za tym, że dokument dotyczy "mego" Jana Stępnia przemawia miejsce dokonania kradzieży: Wielkie-Ciołkowicze między Pińskiem, gdzie po I wojnie światowej osiadł Stefan Stępień, a Sarnami, gdzie obok, w Ubereżu osiadła rodzina Stępniów po roku 1918. No i Wojnowice w powiecie radomszczańskim (nie radomskim, jak napisano w dokumencie). Z przekazów rodzinnych wiadomo, że Kacper z Józefą - rodzice Stefana i Jana osiedli w tej wsi po 1902 roku. A przecież powiat radomszczański i Wołyń dzieli spora odległość. Raczej jest mało prawdopodobne, że kradzieży dokonał inny Jan Stępień z Wojnowic. Z drugiej strony nie badałem jeszcze ksiąg metrykalnych parafii katolickiej w Gidlach, do której należą Wojnowice. Być może mieszkał tam inny Jan Stępień, który jakimś cudem dokonał kradzieży w roku 1936 na Wołyniu. 

Ale jest też jeszcze jeden argument przeczący mej hipotezie. W dokumencie zapisano, że kradzieży dokonał Jan Stępień z Wojnowic, a przecież rodzina Stępniów opuściła Wojnowice i udała się do Ubereża. Czy po wyprowadzce istniał nadal jakiś związek Stępniów z Wojnowicami? Tego niestety nie wiem.

Jeśli zaś to "mój" Jan Stępień występuje w dokumencie, ciekaw jestem jaka relacja łączyła go z Bronisławem Więckowskim, który też pochodził z Kielecczyzny.

czwartek, 5 grudnia 2024

Supraśl art school book

Na początku roku wstąpiłem na promocję książki o historii rodziny Kleinów z Supraśla w Galerii Slendzińskich. Po spotkaniu można było kupić tę publikację i szereg innych książek przywiezionych przez promotorkę. Uwagę moją zwróciła prawdziwa "cegła", czyli wydana w roku 2017 w Supraślu "Porta Supraśla. Liceum Plastyczne im. Artura Grottgera" autorstwa Stanisławy Łajewskiej Szypluk, niegdyś nauczycielki języka polskiego, a wcześniej absolwentki tegoż liceum, która zresztą bardzo sprawnie i dość ciekawie prowadziła spotkanie poświęcone promocji książki. Książka przeleżała swoje na mojej "kupce" książek oczekujących, aż przyszedł w końcu jej czas.

Muszę przyznać, że to prawdziwa skarbnica wiedzy o szkole, jej historii, nauczycielach prowadzących zajęcia i uczniach od początku istnienia szkoły, mieszczącej się na początku w budynku jeszcze przy ulicy Kilińskiego w Białymstoku. Rozdziały poświęcone najwcześniejszym nauczycielom powstały w oparciu o istniejące publikacje (wydawane głównie przez Galerię Slendzińskich w Białymstoku), co może być drobniutkim zarzutem do książki, ale olbrzymia większość powstała w oparciu o ankiety przekazywane byłym absolwentom i nauczycielom. To przecież ogrom pracy logistycznej i redakcyjnej. I dzięki temu ogrom wiedzy, z której możemy teraz korzystać. Prawdopodobnie wiele osób, które są lub były absolwentami szkoły na ankiety nie odpowiedziało. Książka nie jest więc zamkniętym kompendium wiedzy o ludziach związanych z supraską szkołą i w tej materii możliwe są nowe odkrycia i publikacje.

Czytając książkę nie sposób uciec od refleksji, jak różnymi drogami podążali później absolwenci, zarówno jeśli chodzi o rozwój profesjonalny, życie zawodowe, jak i rodzinne. Można dziś ich spotkać na całym świecie, a wielu z tych których już nie ma pozostawiło swoje ślady na ziemi. Znalazłem i ja wiele ciekawych wiadomości w tej książce, interesujących być może tylko dla mnie (lub nie), które poniżej pokrótce wymienię.

Aleksander Wels - na jego temat, jako nauczyciela, wychowankowie szkoły wypowiedzieli w książce wiele ciepłych słów, jest też obiektem wielu anegdot zawartych w książce.

Wojciech Załęski -  w książce jest cały ogrom wypowiedzi na temat Wojciecha, jako nauczyciela, znanego przede wszystkim szerzej jako współtwórca Collegium Suprasliense, zbieracz historii związanych z powstaniem styczniowym, badacz historii Eliasza Klimowicza, czy artysta rzeźbiarz.

Ewa Klimaszewska - nauczycielka francuskiego, poznana przeze mnie kiedyś przypadkowo w czasach gdy o wiele więcej ludzi czytało blogi i je pisało. Ewa pisze od dawna bloga o swoich podróżach, ale mnie zauroczyły jej pierwsze posty poświęcone własnej najwcześniejszej historii. No i w tamtych, bardziej blogowych czasach odbyło się kiedyś spotkanie w restauracji Esperanto w Białymstoku, w którym udział wziął niżej podpisany, Ewa, Sosenka i Pani Łyżeczka oraz pewien ksiądz, którego artykuły widzę czasami w lokalnej prasie katolickiej. Spotkanie już później raczej nie do powtórzenia. W rozdziale poświęconym Ewie pojawia się dla mnie niespodziewanie nazwisko Zbigniewa Wierzchowskiego, którego poznałem kiedyś w czasach szkolno-studenckich tylko dlatego, że mieszkałem w Gorzowie Wlkp.

W książce jest też wiele innych ciekawostek, na przykład dotyczących pomnika w Janowie, Józefa Wojtulewskiego i PTTK, gobelin w kościele św. Mateusza w Pabianicach, cmentarza powstańców listopadowych w Kopnej Górze, białostockich cerkwi św. Ducha i Haghia Sophia, auli w białostockim pałacu Branickich, mozaiki na budynku szpitala im. J. Śniadeckiego w Białymstoku, wystroju kościołów w Lachowie i Suchowoli, czy Klubu Kalina na białostockich Dziesięcinach.

Osoby zainteresowane historią regionu powinny sięgnąć po książkę obowiązkowo.

Stanisława Łajewska Szypluk "Porta Supraśla. Liceum Plastyczne im. Artura Grottgera", Supraśl 2017