piątek, 30 kwietnia 2010

Cmentarz w Sokołach i dawna cerkiew unicka z Tykocina

Niedaleko Białegostoku, w kierunku na Wysokie Mazowieckie, znajduje się wieś Sokoły. Rozpoznać ją można już z daleka po monumentalnych wieżach neogotyckiego kościoła z czerwonej cegły. Pierwsza wzmianka o miejscowości pochodzi z 1239 roku, gdyż dotyczy osady sokolników w lasach koło Płonki. Nazwa Sokoły używana jest w dokumentach już w 1446 roku. Prawa miejskie miejscowość otrzymuje w 1827 roku, traci w roku 1870, uzyskuje ponownie w 1915 roku, aby po raz drugi je stracić, jak na razie ostatecznie, w roku 1950.

W Sokołach znajduje się bardzo ciekawy i dość unikalny obiekt architektoniczny. Chodzi o cmentarz rzymskokatolicki, a właściwie znajdującą się na nim dawną cerkiew unicką bazylianów z 1758 roku.

W marcu pisałem o cmentarzu w Tykocinie oraz pozostałościach po parafii prawosławnej, później unickiej w tym miasteczku.

Cerkiew pochodzi właśnie z Tykocina. Została przeniesiona do Sokołów w roku 1833. Jest budynkiem drewnianym, o zrębowej konstrukcji, szalowanym, jednonawowym, na planie prostokąta. Usytuowana na uboczu wśród starych nagrobków i drzew pięknie komponuje się z otaczającym krajobrazem. Obok stare nagrobki. Niektóre zwracają uwagę bogato zdobionymi krzyżami żeliwnymi.



poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Smoleńsk, 10.04.2010 i dwa tygodnie po

W pierwszym tygodniu po katastrofie Radio Białystok nadawało codziennie reportaże poświęcone ofiarom tragedii, powiązanym z Białymstokiem lub Podlasiem: Ryszardowi Kaczorowskiemu, ostatniemu prezydentowi RP na uchodźstwie, który młodość spędził w przedwojennym Białymstoku, arcybiskupowi Mironowi Chodakowskiemu, propagatorowi odbudowy supraskiej cerkwi obronnej i osobie, której monaster supraski zawdzięcza swą obecną świetność, Krzysztofowi Putrze, pochodzącemu z Podlasia wicemarszałkowi sejmu, wcześniej zaś pracownikowi białostockich Uchwytów, Justynie Moniuszko, harcerce, studentce lotnictwa, stewardessie rządowego samolotu, wreszcie Prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, honorowemu obywatelowi Czyżewa. Pełne ciepła i ciekawe reportaże.

*

W mediach rozpoczął się, trwający właściwie do dziś, festiwal domysłów i dezinformacji dotyczących tragedii pod Smoleńskiem (ilość prób lądowania, czas katastrofy, itd., itp.), a także obłudy dziennikarskiej. Ci, którzy jeszcze niedawno wylewali na Prezydenta i jego małżonkę kubły pomyj, nagle zaczęli pokazywać parę prezydencką w zupełnie innym - ciepłym, rodzinnym świetle. Jesteśmy społeczeństwem dającym się sterować, takie jest moje odczucie.


*

W drugiej połowie tygodnia media zainspirowały protesty przeciwko pochówkowi pary prezydenckiej na Wawelu. Według krytyków Wawel powinien pozostać już pewnie tylko narodowym muzeum. A może powinni tam spoczywać tylko Ci przywódcy państwa polskiego, którzy według propagandystów byli święci, a nie Lech Kaczyński, człowiek z krwi i kości? Jedyny prezydent w ostatnim dwudziestoleciu prowadzący patriotyczną politykę historyczną oraz jedyny prowadzący konsekwentną politykę uniezależniania Polski na arenie międzynarodowej. Być może krytycy pochówku na Wawelu zdają sobie sprawę jak niestosownie brzmi zestawienie słów Wolski, Bolek, pijaństwo w Charkowie ze słowem Wawel i dlatego tak krytykują decyzję o pochówku Prezydenta Kaczyńskiego w tym miejscu.


*

Poniedziałek, 19 kwietnia, późny wieczór, Białystok, Pałac Branickich. Przed trumną ze szczątkami Krzysztofa Putry stoi warta honorowa, w sali zgromadzeni białostoczanie w podniosłej atmosferze odmawiają różaniec. Przed efektownie podświetlonym z zewnątrz pałacem, grupki ludzi wchodzących, aby oddać hołd wicemarszałkowi lub już wychodzących z pałacu.


*

Początek drugiego tygodnia to pochówki Krzysztofa Putry na cmentarzu parafialnym św. Rocha na Antoniuku, Justyny Moniuszko na cmentarzu miejskim. Społeczność prawosławna pożegnała swego biskupa w Supraślu. Podniosły nastrój w mieście, transmisje radiowe, zablokowane ulice.


*

Koniec drugiego tygodnia upłynął pod znakiem sugestii niektórych mediów, jakoby katastrofa mogła być spowodowana przez naciski Prezydenta na pilota. I dzieje się to w momencie, gdy nie znamy zawartości czarnych skrzynek (i nie wiadomo, czy poznamy) oraz gdy szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych - Edmund Klich publicznie stwierdza, że strona rosyjska traktuje polskich prokuratorów, jak petentów. Gdy trudno wyjaśnić, dlaczego samolot z zainstalowanym system TAWS znalazł się tak blisko ziemi. Co tu jest grane?


*

A oto zdjęcia wykonane w Białymstoku w dwa tygodnie po katastrofie.

poniedziałek, 19 kwietnia 2010

Krynki

Tuż przy granicy z Białorusią leży malutkie miasteczko Krynki. Niedaleko stąd do okrytych sławą (dzięki między innymi Włodzimierzowi Pawluczukowi) Wierszalina oraz Starej Grzybowszczyzny, silwarium w Poczopku, będącego od niedawna popularnym miejscem weekendowych wycieczek białostoczan, jak i do Kruszynian, jednej z dwóch wiosek na Podlasiu, w której zachował się stary meczet tatarski wraz z mizarem, miejscem pochówków Tatarów. W Kruszynianach można spróbować kuchni tatarskiej w rozsławionej między innymi wizytą księcia Karola, Tatarskiej Jurcie.

Same Krynki znane są niektórym z wytwarzanej tu wody mineralnej, część osób kojarzy je ze stowarzyszeniem Villa Sokrates, założonym przez pisarza białoruskiego Sokrata Janowicza. Odnoszę jednak wrażenie, że jest to miejsce niedoceniane, choć bardzo ciekawe, co postaram się pokazać.

Zacznę od przedstawienia najważniejszych wydarzeń historycznych. W 1429 roku w miejscu dzisiejszych Krynek został zbudowany dwór książęcy. Już wkrótce, w 1434 roku, król Władysław Jagiełło powracający z łowów w Puszczy Białowieskiej spotkał się we dworze z wielkim księciem litewskim Zygmuntem Kiejstutowiczem. Spotkanie możnowładców w kryneckim dworze łączone bywa z odnowieniem unii polsko-litewskiej, zwanym unią grodzieńską 1432 roku. Spotkanie w Krynkach w roku 1434, o którym pisze Jan Długosz, być może było nawiązaniem do tego wydarzenia i potwierdzeniem przymierza pomiędzy królem, a księciem. Na przymierzu zależało wtedy bardzo księciu, gdyż Wielkie Księstwo Litewskie przeżywało kryzys, który nastąpił po śmierci wielkiego księcia Witolda w roku 1430. Na krótko litewski tron wielkoksiążęcy objął wtedy najmłodszy z rodzonych braci króla, sześćdziesięcioletni Świdrygiełło. Prawdopodobnie na skutek knowań z Krzyżakami, został przeciw niemu zawiązany spisek w Oszmianie i Świdrygiełło ratował się ucieczką na wschodnie tereny Wielkiego Księstwa Litewskiego. Wielkim Księciem został wtedy młodszy brat Witolda, Zygmunt Kiejstutowicz, co siłą rzeczy doprowadziło do konfliktu ze Świdrygiełłą.

Krynki otrzymały prawa miejskie najprawdopodobniej na początku XVI wieku od króla Zygmunta Starego, który w następstwie nadania praw ufundował w Krynkach kościół, a w 1540 roku wydał przywilej na cotygodniowy targ.

W 1659 roku wojska moskiewskie dowodzone przez Chowańskiego pobiły pod Krynkami wojska litewskie hetmana Pawła Sapiehy.

W roku 1639 król Władysław IV nadał miejscowym Żydom, osiedlającym się w Krynkach od I połowy XVI wieku, przywilej na założenie synagogi, cmentarza i mykwy, a także rozwijanie handlu, budowę oberż, zajazdów i produkcję alkoholu. Jest to data znamienna dla Krynek. W ciągu kilku następnych wieków nastąpił niesamowity rozwój społeczności żydowskiej w miasteczku. W 1789 roku gmina żydowska liczyła już 700 osób i należała do najliczniejszych na terenach Podlasia. W pierwszej połowie XIX wieku po wprowadzeniu unii celnej pomiędzy Cesarstwem Rosyjskim, a Królestwem Polskim rozwinął się w Krynkach na szeroką skalę, podobnie jak w nieodległych Supraślu i Białymstoku, przemysł włókienniczy. Upadł on jednak w latach 1883-1885 i jego miejsce zajęło garbarstwo, kojarzone od tej pory z Krynkami, jako główne zajęcie ludności. Było to już wtedy typowe żydowskie miasteczko, gdzie wyznawcy judaizmu stanowili 85 % mieszkańców.

Koniec przyszedł wraz z II wojną światową.

Dziś trudno wyobrazić sobie, że w tym sennym miasteczku kwitł kiedyś przemysł. Ma ono inny zupełnie, wiejski charakter. Jest w nim nadal jednak sporo pamiątek przeszłości.


Nieopodal sześciobocznego rynku kryneckiego, nawiasem mówiąc o unikalnej architekturze na skalę europejską, znajdują się pozostałości trzech synagog. Z pierwszej z nich, tzw. Wielkiej Synagogi (Beth Ha Kneseth) zachowały się jedynie ruiny. Została ona zbudowana w XIX wieku. W czasie II wojny światowej służyła Niemcom jako zakład remontowy czołgów. Wojnę budynek przetrwał, jednak został wysadzony w powietrze w roku 1971, decyzją ówczesnych władz.

Nieopodal, przy ul. Czystej wznosi się budynek bożnicy słonimskich Chasydów (Jentes Beth Midrasz). Zbudowany został w drugiej połowie XIX wieku z fundacji Jenty Rafałowskiej-Wolfson. W jednym z pomieszczeń znajdowała się szkoła talmudyczna. Do dziś zachowały się charakterystyczne cechy budowli, jak półokrągłe okna, czy wystrój zewnętrzny.


Trzecią synagogą krynecką, leżącą po przeciwległej stronie rynku jest synagoga kaukaska, zbudowana w 1850 roku. Nazwa "Kaukaski Beth Midrasz" pochodzi od kupców, sprowadzających skóry z Kaukazu. Po wojnie mieściło się w niej kino Krokus, obecnie zaś spełnia funkcję domu kultury.


W Krynkach znajduje się jeden z największych, najstarszych (założony 1622 roku) i najlepiej zachowanych na Białostocczyźnie kirkutów.

Gdy spojrzeć w kierunku południowym od rynku, widać nieco zbyt monumentalny, jak na rozmiary Krynek kościół katolicki pw. św. Anny, neogotycki, wzniesiony w latach 1907-1913 według projektu architekta Stefana Szyllera.
Wcześniej w miejscu obecnej świątyni stała starsza, drewniana. Pozostałością po niej jest stojąca przed kościołem od strony drogi dzwonnica bramna datowana na XVIII wiek.

Obok kościoła znajduje się bardzo ciekawy, tonący w półmroku drzew oraz zieleni traw i chwastów cmentarz, kryjący XIX-wieczne nagrobki de Virionów, właścicieli tutejszego dworu i majątku oraz Korybut Daszkiewiczów, właścicieli majątków Górka koło Kruszynian i Wojczyzna w Dolinie Świsłoczy.




Nieopodal rynku znajduje się prawosławna cerkiew pw. Narodzenia Bogarodzicy, zbudowana w 1864 roku, tuż po Powstaniu Styczniowym, na miejscu wcześniejszej drewnianej, tzw. murawiewka.

Krynki to również wiele wąskich, brukowanych, przywodzących na myśl wiek XIX, otoczonych ciekawymi budynkami zaułków wokół rynku, piękne widoki rozciągające się ze skraju drogi łączącej centrum z kościołem i miejscem dawnej siedziby de Virionów, po której pozostał dziś tylko malowniczo usytuowany park.



A dla zgłodniałych turystów godna polecenia jest, choć wystrojem wnętrza przypomina czasy PRLu, położona przy rynku Gospoda pod Modrzewiem, gdzie można niedrogo i smacznie zjeść, a obsługa jest bardzo miła.

czwartek, 25 marca 2010

Pożegnanie zimy. Cmentarz parafii pw. Trójcy Przenajświętszej w Tykocinie

Wiosna definitywnie wkroczyła. Słońce przygrzewa, zrobiło się kolorowo, pełną piersią można w końcu oddychać. Zima była w tym roku długa i mocno dała się we znaki. Na jej odejście prezentuję zdjęcia z wycieczki na cmentarz parafialny w Tykocinie.

Założony został w roku 1795 przez księdza Andrzeja Cykanowskiego, superiora tykocińskiego Domu Misjonarzy na gruncie ofiarowanym przez Bractwo Różańca Świętego. Znajdują się na nim groby proboszczów i księży ze Zgromadzenia Misjonarzy i zakonu bernardynów, który musiał opuścić Tykocin po Powstaniu Styczniowym. Pośród nich grób księdza Konstantego Ludziusa, ostatniego rektora kościoła pobernardyńskiego. Jest też grób lokalnego malarza Zygmunta Bujnowskiego, którego pejzaże okolic Tykocina można obejrzeć w tutejszym muzeum. Zygmunt Bujnowski malował w pierwszej ćwierci XX wieku. Został ciężko ranny w wojnie polsko-bolszewickiej pod Berezyną. Zdrowia już nigdy nie odzyskał, zmarł w 1927 roku, a swe pejzaże rozdawał tutejszym mieszkańcom. Wiele jego obrazów ocalało upiększając wnętrza okolicznych domów.

Mnie jednak najbardziej interesowała kaplica grobowa rodziny Glogerów, już z daleka widoczna z drogi prowadzącej do Tykocina z Białegostoku, dzięki ciekawej architekturze oraz gniazdu bocianiemu na jej szczycie. Spoczywają w niej rodzice wielkiego polskiego uczonego, historyka, archeologa i pisarza Zygmunta Glogera: Jan Gloger - ogrodnik i malarz oraz Michalina z Wojnów Glogerowa, a także pierwsza jego żona Aleksandra z Jelskich oraz syn Stanisław.

Podczas spaceru natknąłem się na nagrobek burmistrza tykocińskiego, zmarłego w roku 1939, Stanisława Koczorowskiego.

Ciekawy jest nagrobek młodo zmarłej przedstawicielki rodu Dziekońskich.



I na koniec nagrobek będący efektem prowadzonych w Tykocinie prac archeologicznych.
W 2003 roku podczas prac przy budowie kanalizacji na ulicy 11 listopada natrafiono na pozostałości cmentarza, najprawdopodobniej pierwotnie prawosławnego, później unickiego. Jak pisze Dorota Wysocka w Przeglądzie Prawosławnym, nr 12/2002 w artykule "To są kości przodków naszych":
"Zakres badań archeologicznych, przeprowadzonych na początku lata tego roku na tykocińskiej ulicy 11 Listopada, określony został przez zasięg inwestycji - budowę kanalizacji. Wykop długi na blisko czterysta metrów i szeroki na mniej więcej półtora biegł wzdłuż chodnika po północnej stronie drogi prowadzącej od strony Złotorii na Plac Czarnieckiego, przez dzielnicę zwaną Nowe Miasto. Badania, prowadzone na zlecenie i koszt władz samorządowych, należało bardzo szybko zakończyć, gdyż terminy budowy były nieprzekraczalne. To co znaleziono warte jednak było wielkiego wysiłku.
Archeologom, Urszuli Stankiewicz i Ireneuszowi Kryńskiemu z Muzeum Podlaskiego, udało się odnaleźć wiele śladów po ludziach zamieszkujących ten teren w czasach prehistorycznych - średniej i młodszej epoce kamienia i wczesnej epoce żelaza, przede wszystkim krzemienne narzędzia i broń, gliniane naczynia. Najciekawsze okazały się jednak odkrycia z czasów późnego średniowiecza.
Cmentarz czytelny był na długości mniej więcej pięćdziesięciu metrów. Znaleziono tam około pięćdziesięciu szkieletów, ułożonych dość gęsto i niekiedy w kilku warstwach. Zmarli skierowani byli głowami na wschód. Niektórych pochowano w drewnianych trumnach, niektórzy być może nigdy ich nie mieli. Wiele kości zmieniło miejsce, gdyż niegdyś groby powszechnie przekopywano. Dzięki współpracy z antropologami udało się ustalić, że wśród pochowanych przeważały kobiety, że jedna z nich padła ofiarą zabójstwa, a dziesięcioletni chłopiec zmarł z powodu choroby zębów.
Nieliczne kobiece ozdoby znalezione w grobach pozwoliły datować pochówki na okres od drugiej połowy wieku XIV po pierwszą połowę wieku XVI. Być może osadnicy ze wschodu pojawiali się w Tykocinie dużo wcześniej, niż grupy sprowadzane przez Gasztołdów, a może biżuterii używano wówczas dużo dłużej.
Samo odkrycie cmentarza nie było zaskoczeniem. Skoro gdzieś tu stała cerkiew (teraz wiadomo już dokładnie gdzie, przynajmniej ta, która spłonęła w 1637 r., i jaki obszar zajmowała cerkiewna posesja) to przy niej powinna znajdować się nekropolia. Jeśli jednak bruk położono na jej północnych obrzeżach w XVIII wieku (co dowodzi zresztą, jak zaniedbane było już wtedy otoczenie świątyni) to pierwotnie ulica musiała biec inaczej. A to burzyło utrwalony w piśmiennictwie pogląd o niezmienności układu przestrzennego Tykocina od czasów średniowiecza. "
I dalej:
"Archeologowie kości z wykopu, zajętego teraz przez rury kanalizacyjne, pieczołowicie wydobyli. Wolą badaczy, władz miasta i jego mieszkańców było godne ich pochowanie. A ponieważ ulica Choroska, nazwana potem Białostocką, w latach trzydziestych stała się - i jest do dziś - ulicą 11 Listopada, postanowiono połączyć pogrzeb z uroczystościami Święta Niepodległości, te zaś skoncentrować nie tylko na dziejach XX wieku.
Zaproszono na nie przedstawicieli Cerkwi prawosławnej, aby zmarłych, już przecież kiedyś zgodnie z chrześcijańskimi zasadami pochowanych, raz jeszcze pożegnał duchowny ich wyznania. Cerkiew reprezentowali o.o. Adam Sawicki i Włodzimierz Misijuk oraz o. diakon Dymitr Tichoniuk.
Pogrzeb miał więc niezwykłą oprawę. Trumna ze szczątkami (właściwie ich cząstką, bo większość spoczęła już w mogile) stanęła na katafalku w kościele parafialnym. Msza za Ojczyznę, celebrowana przez ks. Witolda Nagórskiego, była jednocześnie mszą żałobną. Wspominano bohaterów walczących o wolność, ale i ludzi, którzy przez stulecia w codziennym trudzie przyczyniali się do rozkwitu miasta. Mówiono o śmierci, pamięci o zmarłych, ich trwaniu wśród nas (kazanie - bardzo dobrze przyjęte - wygłosił też o. Adam Sawicki). Tykociński proboszcz podkreślił, że choć dawni mieszkańcy miasta byli różnych wyznań, wszyscy są przodkami dzisiejszych. Nic nie wiadomo o waśniach religijnych wśród mieszczan. Konflikt dotyczył spraw majątkowych i ograniczył się do duchowieństwa.

Z kościoła tłumnie udano się ulicą 11 Listopada w kierunku położonego już za miejskimi zabudowaniami cmentarza.
Trumnę ustawiono na chwilę przed pomnikiem Orła Białego. W Apelu Poległych przywołano uczestników wydarzeń z listopada 1918 r. i imiona mieszkańców trzech nowomiejskich ulic - tak jak je zapisano w inwentarzu z 1571 r. A potem szczątki Dawnych Mieszkańców Tykocina - jak napisano na nagrobnej tablicy - spoczęły w ziemi."