Notka opublikowana w "salonie24", 19 lutego 2008 roku.
Szlak żółty wiodący do Narwiańskiego Parku Narodowego rozpoczyna się na rogatkach Białegostoku w dzielnicy Nowe Miasto. Po przejściu skrzyżowania ulic Pułaskiego i Paderewskiego mija się z lewej strony dawny sklep PMB (obecnie Galeria Stokrotka), następnie należy przejść przez tory kolejowe oddzielające Białystok od miejscowości Kleosin i wejść do lasu. Piaszczysta droga wiedzie do Turczyna, pięknie położonej wioski w dolinie. Dalej szlak skręca w lewo, mija hurtownię Amper-Tur (Gdyby nie szyld, mogłaby to być np. kwatera turystyczna, tak ładnie wkomponowane są jej zabudowania w otaczający drzewostan) i po dłuższym spacerze dochodzi się do zabudowań miejscowości Księżyno. Po prawej widać intrygującą bramę z napisem na biało-czerwonym tle: Dwór Legionistów. Obszerne, zalesione podwórko otoczone metalowym płotem z imponującymi zabudowaniami sprawia wrażenie posiadłości finansowego krezusa w sile wieku, pielęgnującego swoje zamiłowanie do tradycji patriotycznej. Przy dworku krzyżuje się kilka dróg leśnych, ale szlak urywa się nagle. Trzeba sporo przejść, a wcześniej sprawdzić kilka zupełnie błędnych kierunków, aby ujrzeć znów żółte znaki, daleko za zabudowaniami dworku, przy Trakcie Napoleońskim wiodącym do Niewodnicy Kościelnej.
Niewodnica Kościelna zadaje kłam potocznej opinii o Podlasiu, jako regionie biednym. Napotkać tu można liczne, w prawdziwym tego słowa znaczeniu rezydencje, najczęściej w otoczeniu lasu, z wysokimi płotami i zainstalowanymi systemami monitorująco-alarmowymi. Jest to niewielka miejscowość okolona malowniczo lasami, położona przy linii kolejowej Warszawa-Białystok. Z okien pociągu widać biały budynek kościoła z charakterystyczną, prostopadłościennego kształtu wieżyczką, przykrytą czerwonym dachem. Niedaleko kościoła, na wzgórzu leży cmentarz, a stąd droga przez Klepacze prowadzi do Białegostoku. W przeciwnym kierunku, przy skrzyżowaniu dróg wiodących do Białegostoku i wsi Trypucie stoi, jak to na rozstajach dróg, metalowy krzyż z przybitą na kamiennym postumencie tabliczką o następującej treści:
„Od powietrza
Głodu ognia i wojny
Wybaw nas Panie
Fundator An. Kaczyński
1917 r.”
Tuż obok można się zaopatrzyć w sklepiku w prowiant na dalszą drogę. Polecam zwłaszcza swojskie wędliny (ten zapach szynki naprawdę wędzonej). Obok sklepu w słoneczne dni rozstawione są stoliki, przy których miejscowi mieszkańcy dyskutują przy szklanicy piwa, zimą zaś przesiadują na dwóch, specjalnie do tego celu przeznaczonych, plastikowych krzesłach we wnętrzu sklepu.
„Od powietrza
Głodu ognia i wojny
Wybaw nas Panie
Fundator An. Kaczyński
1917 r.”
Tuż obok można się zaopatrzyć w sklepiku w prowiant na dalszą drogę. Polecam zwłaszcza swojskie wędliny (ten zapach szynki naprawdę wędzonej). Obok sklepu w słoneczne dni rozstawione są stoliki, przy których miejscowi mieszkańcy dyskutują przy szklanicy piwa, zimą zaś przesiadują na dwóch, specjalnie do tego celu przeznaczonych, plastikowych krzesłach we wnętrzu sklepu.
Z Niewodnicy Kościelnej żółty szlak wiedzie bocznymi drogami do wsi Trypucie, gdzie znów przy skrzyżowaniu z drogą do wsi Zawady bardzo łatwo jest go zgubić.
To zanikanie szlaku i żmudne odnajdywanie go przyszło mi na myśl w związku z pewnym odkryciem natury genealogicznej. W czerwcu 2007 roku napisałem notkę o ciekawej historii związanej z fotografią ślubną, najprawdopodobniej ślubu mych pradziadków – Józefa Paczkowskiego i Józefy z Uzarków. Postanowiłem wtedy mimo wszystko odnaleźć ich metrykę ślubu, mimo że urzędnik w Bottrop (Nadrenia) nie odnalazł takiej w księdze ślubów za rok 1915. Na forum genealogicznym w internecie otrzymałem dane kontaktowe do prawdopodobnej parafii, gdzie mogli wziąć ślub moi pradziadkowie. Napisałem list, ale po krótkim czasie dostałem odpowiedź, że metryki poszukiwanej przeze mnie nie ma i że powinienem spróbować poszukiwań z powrotem w Urzędzie Stanu Cywilnego (Standesamt) lub w innej parafii. Cóż było robić, w październiku napisałem kolejny list do Urzędu z prośbą o rozszerzenie okresu poszukiwań do roku 1912. Wcześniej prosiłem o sprawdzenie istnienia metryki tylko w roku 1915, przypuszczając, że mój dziadek urodzić się musiał tuż po ślubie swych rodziców, a że data urodzenia dziadka to 1916 rok, za prawdopodobną datę ślubu rodziców przyjąłem rok 1915. Napisałem list i czekałem. Minął listopad, grudzień, styczeń, a odpowiedzi z Urzędu nie było.
Postanowiłem dzwonić. Pierwszy telefon do Urzędu Stanu Cywilnego nie przyniósł rezultatu. Uprzejma pani poprosiła o telefon za pół godziny. Po pół godzinie niestety nikt nie odbierał telefonu.
Postanowiłem dzwonić. Pierwszy telefon do Urzędu Stanu Cywilnego nie przyniósł rezultatu. Uprzejma pani poprosiła o telefon za pół godziny. Po pół godzinie niestety nikt nie odbierał telefonu.
Przypomniałem sobie, że w czerwcu, gdy otrzymałem list z metryką urodzenia dziadka, napisano w nim, że sprawę poszukiwań metryki ślubu pradziadków odesłano do archiwum miejskiego w Bottrop. Odnalazłem w googlach stronę archiwum, telefon został wykonany i ... nastąpił krok do przodu w poszukiwaniach. Ksiąg metrykalnych ani ksiąg stanu cywilnego z interesującego mnie okresu czasu nie mieli (odesłali z powrotem do Urzędu Stanu Cywilnego), odnaleziono natomiast kartę meldunkową mego pradziadka z roku 1914, w której podany był adres (Prosperstrasse 202) oraz informacja, że pod tym adresem zamieszkał z poślubioną 8 sierpnia 1914 roku wdową po Aleksandrze Kurosińskim, Józefą Uzarek. A więc 1914 rok, a nie 1915.
Teraz, po kolejnym telefonie do Urzędu Stanu Cywilnego i podaniu konkretnej daty ślubu, metryka ślubu pradziadków została w ekspresowym tempie odnaleziona. Dzięki uprzejmości pań urzędniczek została też szybko przesłana do mnie. Ileż tam nowych informacji!
Teraz, po kolejnym telefonie do Urzędu Stanu Cywilnego i podaniu konkretnej daty ślubu, metryka ślubu pradziadków została w ekspresowym tempie odnaleziona. Dzięki uprzejmości pań urzędniczek została też szybko przesłana do mnie. Ileż tam nowych informacji!
„[...]Przed niżej podpisanym urzędnikiem stanu cywilnego stawili się:
1. górnik Józef Paczkowski [...] urodzony w Krzyżownikach, powiat Poznań Zachód[...]”
1. górnik Józef Paczkowski [...] urodzony w Krzyżownikach, powiat Poznań Zachód[...]”
Czyli pradziadek przyjeżdżając w 1920 roku do Polski i budując dom w Krzyżownikach, wracał do miejsca urodzenia!
„[...]Syn zmarłego murarza Wawrzyńca Paczkowskiego, ostatnio zamieszkałego w Krzyżownikach i jego małżonki Katarzyny z domu Urbaniak, zamieszkałej w Poznaniu.[...]”
To ciekawe. Wynika z tego, że w linii męskiej, aż do mego pokolenia profesja ani razu nie przeszła z ojca na syna. Wawrzyniec był murarzem, jego syn górnikiem, wnuk rzeźnikiem, prawnuk zajmował się ochroną środowiska, a praprawnuk pracuje w branży telekomunikacyjnej.
„[...]2. wdowa Józefa Kurosińska z domu Uzarek, bez zawodu, urodzona w Siedlikowie, powiat Ostrzeszów, zamieszkała w Bottrop przy Prosperstrasse 257 [...]”
Kolejna rewelacja! Józefa również urodziła się na terenach zaboru pruskiego w południowej Wielkopolsce. Czyli emigracja jej rodziców, zarobkowa najpewniej, miała miejsce najwcześniej w końcówce XIX wieku. Chyba, że Siedlików był zupełnie przypadkowym miejscem urodzenia prababci.
„[...]Córka zmarłego robotnika dniówkowego Marcina Uzarka, ostatnio zamieszkałego w Priort w Brandenburgii i jego żony Balbiny z domu Kaczmarek zamieszkałej w Bottrop.[...]”
Z powyższego wynika, że na emigrację ruszyli już rodzice Józefy. Czy Marcin Uzarek zmarł w Priort i dopiero wtedy Balbina z córką ruszyły w poszukiwaniu kolejnej pracy do Bottrop, czy też małżonkowie Marcin i Balbina rozdzielili się w poszukiwaniu pracy, a może rozeszli? To pozostaje do dalszych ustaleń.
W Bottrop polscy emigranci zarobkowi musieli stanowić liczną kolonię. Skąd te przypuszczenia? Pod aktem zawarcia małżeństwa Józefa i Józefy podpisali się następujący świadkowie:
Johann Konopka i Jozef Chlodek.
Johann Konopka i Jozef Chlodek.
Kontaktując się z urzędnikami w Bottrop rozmawiałem z paniami o nazwiskach polsko brzmiących: Biskup i Radlewski.
W maju 2006 roku na moją skrzynkę e-mailową dotarł zaś następujący zapisek:
„Z „Kroniki ZBOWiDU w Czyżowicach (powiat Wodzisław Śląski):
Gdy zaś po wojnie roku 1870 z Francją Prusy wygrały, Francja mu musiała dać 5 miliardów odszkodowania, zaczęły Prusy budować przemysł, kopalnie w Westfalii, Nadrenii,przyjeżdżali agenci i zbierali do kopalń i werków. Tak też Czyżowianów nie brakło do kopalń w Bottropie, Alstadem, Herten, Oberhusen, Szalke, Gelsenkirden. Co pojechali pierwsi byli Józef i Francek Klimkowie, Zając Józef, Zieliński Staniek, Płaczek Jan, Gałązka.
Krakowczyk z żoną, to była pierwsza Czyżowianka z mężem w Bottropie. Tak potem przyjeżdżali...zaczęli wyjeżdżać Czyżowianie. Z innych okolic tu rybnickiego i raciborskiego i tak się zaludniło to miejsce Bottrop, że jakem ja tam pracowałem ostatniego roku 1906 to już było 2200 mieszkańców, w tym 2/3 samych Polaków. Tam mieliśmy polskie piekarnie,rzeźnictwo, krawiectwo, Towarzystwo św. Barbary, św. Jacka, Towarzystwo Śpiewu, zabawy polskie i dużo Niemców nauczyło się po polsku. Tam się Czyżowianie dorobili, przyjeżdżali z powrotem i rozbudowali Czyżowice.”
Krakowczyk z żoną, to była pierwsza Czyżowianka z mężem w Bottropie. Tak potem przyjeżdżali...zaczęli wyjeżdżać Czyżowianie. Z innych okolic tu rybnickiego i raciborskiego i tak się zaludniło to miejsce Bottrop, że jakem ja tam pracowałem ostatniego roku 1906 to już było 2200 mieszkańców, w tym 2/3 samych Polaków. Tam mieliśmy polskie piekarnie,rzeźnictwo, krawiectwo, Towarzystwo św. Barbary, św. Jacka, Towarzystwo Śpiewu, zabawy polskie i dużo Niemców nauczyło się po polsku. Tam się Czyżowianie dorobili, przyjeżdżali z powrotem i rozbudowali Czyżowice.”
P.S. Dziękuję memu serdecznemu koledze Leszkowi za prowadzenie rozmów w języku niemieckim oraz Piotrowi, za przetłumaczenie na polski metryki ślubu oraz podanie ciekawych linków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz